Korespondencja z Mińska
Masz walutę? – takie pierwsze pytanie stawiają na Białorusi przyjezdnym z zagranicy. Nie pytają o pracę czy życie prywatne, tylko o pieniądze. Dziś wszystko w Mińsku kręci się wokół walut.
Przed kantorem koło hipermarketu Bigzz na przedmieściach ludzie zaczynają się zbierać już w nocy. Ok. 5 rano już stoją ze składanymi krzesełkami i wodą. Ich dzieci śpią w samochodach. Ale nie dlatego, że nie ma z kim ich zostawić. Po prostu kantor sprzedaje jednej osobie ograniczoną ilość walut – ok. 300 euro. Więc w tym przypadku przyda się nawet najmłodszy członek rodziny.
Oczywiście ten plan się powiedzie, jeżeli w kantorze będzie waluta. Ale często się okazuje, że znów dewiz nie ma i trzeba czekać, aż ktoś będzie chciał się ich pozbyć. A dziś ludzie niechętnie się rozstają ze swoimi skarbami...
***
Jeśli Białorusini oszczędzają pieniądze, to właśnie w dolarach. Wolą kupować światowy pieniądz, bo nie ufają swojemu. Miejscowy rubel zwany zajączkiem został już w 2009 r. zdewaluowany o ponad 20 proc., pod naciskiem MFW. W maju bank centralny zdewaluował zajączka o 56 proc.. To i tak nie odpowiada sytuacji na rynku, gdzie rubel stracił do dolara już ponad 100 proc.