Coraz więcej banków różnicuje ceny plastikowego pieniądza w zależności od zachowania klienta. Za brak aktywności płacą zarówno posiadacze kart debetowych, jak i kredytowych. Inna jest tylko miara aktywności i sposób naliczania opłaty.
Od użytkowników kart debetowych banki najczęściej wymagają wykonania co miesiąc transakcji bezgotówkowych (płatności) na określoną, minimalną kwotę. Zwykle nie są to wysokie wymagania. I tak np. w ING karta może być bezpłatna lub kosztować aż 7 zł miesięcznie, jeśli w cyklu rozliczeniowym klient nie zapłaci nią przynajmniej 100 zł. W Lukas Banku obsługa karty do rachunku jest darmowa lub kosztuje 5 zł miesięcznie. Aby zapracować na zwolnienie z opłaty, trzeba wydawać kartą nie mniej niż 300 zł miesięcznie.
Niekiedy do spełnienia warunku aktywności wystarczy użycie karty w dowolny sposób, a więc w sklepie lub w bankomacie. Tak skonstruowana jest np. oferta Deutsche Banku dla posiadaczy rachunków dbNet. Są też banki, które opłatę za kartę debetową uzależniają od kwoty lub liczby transakcji zrealizowanych dowolną kartą, w tym kredytową. Tak wygląda np. oferta BPH czy Pekao SA, a od sierpnia do tej grupy dołączy mBank.
Podobne zasady obowiązują posiadaczy kart kredytowych. W większości banków aktywni klienci są nagradzani zwolnieniem z rocznej opłaty za kartę, która zwykle wynosi 60-80 zł. Warunkiem jest odpowiedni poziom obrotów. Najczęściej bank żąda, by wydać kartą przynajmniej 12 tys. zł rocznie, czyli średnio 1 tys. zł miesięcznie. Znacznie rzadziej zamiast na wartość, bank patrzy na ilość wykonywanych transakcji bezgotówkowych. Na tym tle ciekawostką są oferty, w których klienci są za aktywność... karani.
Dzieje się tak, gdy karcie kredytowej towarzyszy ubezpieczenie, którego koszt jest proporcjonalny do salda zadłużenia. Na przykład w PKO BP ubezpieczenie na wypadek śmierci, trwałej niezdolności do pracy lub utraty pracy kosztuje 0,08 proc. lub 0,10 proc. salda na karcie w dniu jej rozliczenia. W podobny sposób wyceniana jest część polis sprzedawanych z kartami kredytowymi Alior Banku. Takich przypadków jest jednak niewiele.