W obawie o utratę konkurencyjności własnej gospodarki na rynku światowym Tokio zdecydowało się interweniować na rynku walutowym i rozpoczęło wyprzedawanie jena. Dodatkowo złożono obietnicę, że dzisiejsza interwencja to tylko wstęp do długofalowego planu osłabiania własnej waluty w efekcie której na rynek ma trafić 10 bln jenów (126 mld dol). Jak na razie nie ma pewności, ile jenów trafiło na rynek, ale już wiadomo, że akcja Japończyków okazała się skuteczna. Tuż przed godziną 4 w nocy kurs jena do dolara zaczął pikować w dół spadając z poziomu 77.06 do 79.37 jenów. Podobnie rysuje się sytuacja na pozostałych światowych walutach.
- Istnieje duże ryzyko, że obserwowane obecnie problemy krajów rozwiniętych oraz związane z nimi wahania na rynku walutowym mogą mieć negatywny wpływ na gospodarkę Japonii – poinformował Bank Centralny Japonii w komunikacie, uzasadniając swoją interwencję.
Japonia jest już drugim krajem, który w ostatnich dniach zmuszony był do działania na rynku walutowym celem osłabienia własnej waluty. Wczoraj na identyczny krok zdecydowali się Szwajcarzy.
Ogromna aprecjacja obserwowana ostatnimi czasy tak na jenie, jak i na franku jest efektem panującego w strefie euro kryzysu zadłużenia oraz problemami USA, gdzie również problemem jest ogromny dług publiczny. W obliczu niepewnej sytuacji światowi inwestorzy uciekają do bezpiecznych przystani. Za takie uważane są właśnie gospodarki Szwajcarii i Japonii. W drugim przypadku jest to mocno zastanawiające. Pod względem długu publicznego Japonia jest światowym rekordzistą z zadłużeniem na poziomie 225 proc. PKB.