– Troski strefy euro dobiegają końca – powiedział wczoraj w Tokio włoski premier Mario Monti. Tego dnia Rzymowi udało się sprzedać na aukcji sześciomiesięczne bony skarbowe o nominalnej wartości 8,5 mld, przy najniższej od roku rentowności 1,1 proc. (zmienia się ona odwrotnie do ceny).
Ale nie wszyscy podzielają optymizm szefa włoskiego rządu. – W przeszłości już wiele razy sądziliśmy, że najgorsza faza kryzysu jest już za nami, po czym nadciągały kolejne fale niestabilności. Nie ma więc miejsca na samozadowolenie. Musimy być przygotowani na najgorsze – powiedział w wywiadzie dla CNBC Lorenzo Bini Smaghi, były członek zarządu Europejskiego Banku Centralnego.
Podobną opinię wyraził w wywiadzie dla Bloomberga Willem Buiter, główny ekonomista Citigroup. – EBC zatopił rynki i banki płynnością, popychając tych tonących do wiary, że wszystkie kłopoty przeminęły – powiedział. Według niego kolejnego wstrząsu strefa euro dozna za sprawą Hiszpanii, która jest bliżej restrukturyzacji długu niż kiedykolwiek wcześniej. Zdaniem Butiera, byłego członka Komitetu Polityki Pieniężnej Banku Anglii, EBC w zamian za dalsze wsparcie hiszpańskich banków może się domagać, aby Madryt skorzystał z międzynarodowej pomocy.
Opinie Buitera, że to działania EBC zbiły rentowność obligacji zadłużonych państw i w ten sposób złagodziły kryzys, potwierdzają wczorajsze dane tej instytucji. Wynika z nich, że dużą część z ponad biliona euro, które banki pożyczyły z EBC w grudniu i lutym, przeznaczyły one na zakupy obligacji skarbowych. W lutym zwiększyły portfele tych papierów o 13,1 proc., najmocniej od dwóch lat.
Ale jednocześnie podaż kredytów dla sektora prywatnego, czyli wartość niespłaconych zobowiązań firm i gospodarstw domowych, zwiększyła się w lutym o zaledwie 0,3 proc., po zwyżce o 0,6 proc. w styczniu. Tak niemrawo akcja kredytowa w strefie euro nie rosła od czerwca 2010 r.