Morris z angielskiej stodoły

O swojej pasji opowiada Waldemar Gujski, kolekcjoner

Publikacja: 16.08.2012 01:18

Morris z angielskiej stodoły

Foto: ROL

Legendy krążą o pana kolekcji, co pan zbiera?

Waldemar Gujski: Przedmioty dawnej kultury materialnej, od np. stuletniej lokówki po wielkie maszyny rolnicze, folusze.

Co to jest folusz?

To urządzenie do domowego przerobu tkaniny. Po podlasku nazywa się grępel...

Ile kosztuje taki skarb?

To już drugi folusz, ten jest w lepszym stanie. Kupiłem go miesiąc temu za 800 zł. Cena zależy od wieku i stanu zachowania. Ostatnie tego rodzaju maszyny ulegają zniszczeniu. W tym samym miejscu zdobyłem drewnianą tokarkę, po prostu cudo! Wszystko jest wykonane domowym sposobem z drewna (oprócz noży oczywiście!) według najdawniejszych wzorów, przekazywanych od stuleci z pokolenia na pokolenie.

Ceny są względnie niskie. Z historycznych powodów jesteśmy cywilizacyjnie opóźnieni. W Polsce do niedawna pracowały urządzenia, które w innych krajach od 100 lat stoją w muzeach. Dzięki temu kolekcjoner może je u nas zdobyć.

Gdzie pan to wszystko trzyma?

W mojej stodole i spichlerzu.

Wyjaśnijmy, że w 2003 roku kupił pan i przez lata odbudował zrujnowany dwór, a teraz wokół tworzy pan skansen. Ratuje pan setki zabytkowych przedmiotów przed zniszczeniem.

Dwór w 1876 zaprojektował Bolesław Paweł Podczaszyński, nasz największy architekt z XIX wieku, syn Karola, prof. Uniwersytetu Wileńskiego, wnuk Jana, nadwornego architekta Radziwiłłów. Mam ok. 2 tysięcy różnych przedmiotów, np. kompletne wyposażenie zabytkowej kuźni, warsztatu stolarskiego, rymarskiego, tkackiego, szewskiego. Mam panoplium, sam je skomponowałem z białej broni, systematycznie dokupowałem szable, ryngraf, karwasz, kobierzec. Odwiedzają mnie historycy sztuki i mówią, że w muzeach nie ma takich ilości skrzyń posagowych, jakie zdobyłem.

Kolekcja pełni funkcję edukacyjną. Przyjeżdżają do dworu dzieci i są zdumione nie tylko maszynami, ale i faktem, że mleko pochodzi od krowy, a nie z kartonu, ziemniaki nie zaś powstają w sklepie.

Każdy z przedmiotów ma metryczkę. Wiadomo, kto pracował na tych maszynach?

Po części wiadomo. Nie zawsze udaje mi się ustalić proweniencję. Gdy kupuję na jarmarku staroci na Kole lub w antykwariacie, to pośrednicy zwykle nie wiedzą, skąd pochodzi przedmiot. Sporo obiektów dostałem w prezencie. Teraz udało mi się kupić mebel z naszego dworu. Dwór przed wojną został zlicytowany, bo właściciel przeinwestował w stawy i bank go zlicytował. Kupiłem sekreterę, która z tyłu ma pieczęć tego komornika i napis, że mebel jest z majątku Gałki.

Znam proweniencję dwóch tkanin buczackich. Wiem, z jakich dworów pochodzą meble. Osiemnastowieczna kapliczka pochodzi z dworu z Podkarpacia.

Jest pan wziętym adwokatem, jak znajduje pan czas na kolekcjonerskie polowania, negocjowanie cen zakupu, katalogowanie zbiorów, szukanie konserwatorów?

Dobrego słowa użył pan redaktor, to są polowania! To jest wielka przygoda i przyjemność! Gdy wyjeżdżam w Polskę gdzieś do sądu, to zawsze metodycznie przeszukuję okolice, nie tylko antykwariaty lub bazary, ale także prywatne gospodarstwa, jakieś pakamery. Niedawno wytropiłem w stodole polską konstrukcję sprzed 30 lat, to jest motorower Ogar. Stał powiązany sznurkami, zapłaciłem za niego 300 zł. Moi goście będą mogli na nim pojeździć.

Ostatnio kupiłem morrisa z 1934 roku, małe autko osobowe na kołach ze szprychami. Wytropił je polski kolekcjoner w stodole, ale w Anglii. Równorzędne polskie oferty są zbyt drogie. W takim dworze jak nasz mógł być używany morris, względnie polski fiat. Teraz remontują go kolekcjonerzy zabytków motoryzacji, których namierzyłem pod Lublinem. To są fantastyczni fachowcy!

Zwykli fachowcy nie wystarczą? Muszą być aż „fantastyczni"?

Tu nie wystarczy tylko znajomość techniki. Kolekcjoner wkłada w takie remonty duszę, to jest dla niego przygoda, wyzwanie! Zwykłego fachowca to przerośnie. Mojego ogara oddam do remontu też temu kolekcjonerowi. Ale wszystko po kolei! Remontu zabytków nie można powierzać osobom, które pracę traktują tylko zarobkowo. Stuletni fortepian, który zdobyłem do dworu, stroił wysokiej klasy mistrz!

Ostatnio kupił pan fragment słynnej historycznej kolekcji lamp naftowych.

One mają muzealną wartość. Lamp jest 25, chodziło mi o to, żeby nie rozproszyć tego zbioru. Co by było, gdyby te 25 sztuk kupiło 25 osób? Moja kolekcja lamp będzie rosła. Przyjaciele antykwariusze informują mnie, że jest ciekawe wyposażenie dworu, chałupy, wtedy jadę i oglądam. Ostatnio kupiłem obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Kiedy pan wyrusza po zakupy, wyznacza pan sobie granice finansowe?

Nigdy!

Hulaj dusza, piekła nie ma?

Przedmioty nierzadko kupuję w hurcie. Teraz na tej zasadzie kupuję ciekawą zawartość wielkiego strychu.

Robię to z żelazną konsekwencją! Nie pieniądze się liczą, tylko pasja. Pasja jest najważniejsza i poczucie służby wobec przyszłych pokoleń. Odtworzyłem niedawno sernicę, obiekt, w jakim we dworach suszono sery. Nie było zdjęć, zrobiłem to na podstawie rycin. Kupiłem właśnie kolejną chałupę, muszę pokryć ją strzechą.

Prowadzi pan kartotekę, gdzie zapisuje kolekcjonerskie wydatki.

Kiedyś to robiłem, ale dałem spokój, bo tu w ogóle nie chodzi o pieniądze. Nie chodzi mi o zyski, lokaty itp. Celem jest kolekcjonerskie odtwarzanie śladów tradycji. Demonstruję moim gościom, jak wyglądała dawniej praca. Niektórzy z nich opisują przedmioty z mojej kolekcji w swoich książkach. Dwory i chłopskie gospodarstwa często były samowystarczalne. Kupowano tylko naftę, zapałki, sól.

Czytałem, że na Woli chcą uruchomić zabytkowy wiatrak jako atrakcję. Kiedy słyszę, ile to wszystko kosztuje, to ja mój wiatrak, który ma napęd na wiatr i na prąd, mam za jedną trzydziestą podanych kosztów. Jestem oszczędny i się targuję, ale kiedy na aukcji był portret Kościuszki, który w 1868 roku wyrzeźbił w drewnie Jan Gujski, powstaniec styczniowy, i ofiarował na zesłaniu na Syberii swojemu przyjacielowi, to wziąłem udział w ostrej licytacji i wygrałem! Bili się o rzeźbę trzej właściciele dworów.

Kolekcjonerskiej pasji można się nauczyć czy to dar od Boga?

Wielkie słowa! Myślę, że jednak potrzeba tu przysłowiowej iskry bożej!

Dość późno zaczął pan zbierać. Jak kolekcjonerska pasja ujawniła się u pana?

Trzeba mieć warunki do kolekcjonowania. Kupiliśmy dwór, obok zaś był folwark, a więc wielka stodoła, spichlerz, stajnia cugowa z wozownią, było gdzie gromadzić rzeczy. Dopiero wtedy mogłem kupić zabytkową bryczkę, wcześniej gdzieżbym ją wstawił?

Potrafi pan konia zaprząc do bryczki?

Sąsiad nam pomaga, to Irek Kozłowski, wicemistrz świata w powożeniu, on nas wozi. W pobliżu powstała kolonia ludzi kultywujących dawne polskie obyczaje. Obok jest na przykład Sucha prof. Marka Kwiatkowskiego.

Gdy pan w domu wchodzi do swojego gabinetu, co pan widzi najpierw?

Widzę cymbały, które już 200 lat temu poloneza grały. Kupiłem je na jarmarku staroci, gdzieś w Polsce.

Mam stuletni polifon z kompletem metalowych płyt, są na nich nagrane między innymi arie ze słynnych oper. Goście słuchają i są zauroczeni.

—rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

Legendy krążą o pana kolekcji, co pan zbiera?

Waldemar Gujski: Przedmioty dawnej kultury materialnej, od np. stuletniej lokówki po wielkie maszyny rolnicze, folusze.

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy