Zygmunt Solorz-Żak, założyciel Polsatu: telewizji i platformy kupił w ubiegłym roku Polkomtel, korzystając m.in. z gotówki jaką dostał od Cyfrowego Polsatu i giełdowych inwestorów. Gigantyczna transakcja (18,1 mld zł, z czego ponad 15 mld zł w gotówce), pierwsza taka na polskim rynku: w jednym portfelu spotkali się telekomunikacyjny i telewizyjny gigant.
Renoma miliardera sprawia, że wiele osób jest przekonanych, że i na tej transakcji nie straci. Na pierwszy rzut oka tak to właśnie wygląda. Dług zaciągnięty na Plusa spłaci sam Plus. Więc to, o co trzeba zadbać, to aby przez kilka następnych lat komórkowy tankowiec nie stracił gotówkowej pary i aby jego roczna EBITDA była jak najbliższa 3 mld zł. Można o to dbać na dwa sposoby: pilnując, aby przychody nie spadły i tnąc koszty, albo szukając nowych źródeł przychodów, dających zyski.
Miliarder jednak wie, że nie może dziać się to kosztem Cyfrowego Polsatu: jest notowany na giełdzie. Co więcej, akcje firm płatnej telewizji są wyceniane wyżej niż telekomów, nawet komórkowych. Złotówka w kasie Cyfrowego Polsatu jest więc więcej warta niż złotówka w kasie Polkomtela.
Aby w tej kasie złotówek było jak najwięcej, Cyfrowy Polsat szuka oszczędności tam, gdzie wydaje się to naturalne. Rynek płatnej telewizji rośnie już bardzo powoli, więc pracy dla akwizytorów i punktów sprzedaży jest coraz mniej. Aby utrzymać relacje z klientem, platformie wystarczy sieć mniejsza, call-center i Internet. Może pozbyć się więc punktów sprzedaży o najmniejszej efektywności. Tniemy. EBITDA rośnie.
Nie zaszkodzi przy tym jednak zaryzykować i wprowadzić ofertę do salonów Plusa, choć jego służby sprzedażowe nie w tym się specjalizują. Nie zaszkodzi, a być może pomoże. Jeśli pomoże, w Cyfrowym Polsacie pojawią się naddatek przychodów. Plus zaś dostanie prowizję. Sytuacja win-win. W drugą stronę, akurat w tej kwestii, spodziewam się, sprawa wygląda podobnie. Plus tnie liczbę salonów – ma ich dziś już grubo mniej niż tysiąc.