Pani prezydent chce, by prezes odszedł, a ten nie chce podać się do dymisji. Ten rzadko spotykany konflikt może mieć poważne konsekwencje dla spłaty 13 mld dolarów (9 mld euro) długu w tym roku, a także dla statusu banku centralnego, który jest instytucją niezależną. Ekonomiści oceniają, że rządowi brakuje 2-7 mld dolarów. Jednocześnie przychody do kas państwa zmalały z powodu kryzysu. Bank centralny szacował dla 2009 r. wysokość długu na 116 mld dolarów, a koszt jego obsługi na ponad 12,3 mld.
Na żądanie pani prezydent premier Anibal Fernandez zwrócił się do prezesa banku centralnego o ustąpienie — ogłosił urząd prezydenta. M. Redrado nie ustąpi — oświadczył agencjom rzecznik tej instytucji. Prezes zażądał zastosowania art. 9 statutu banku — dodał. Artykuł ten przewiduje, że prezesa banku może odwołać jedynie decyzja komisji Kongresu. A partia peronistów będąca u władzy straciła w czerwcowych wyborach większość w obu izbach parlamentu.
Redrado został mianowany na obecne stanowisko w 2004 r. za kadencji prezydenta Nestora Kirchnera (2003-2007), małżonka pani prezydent i podlega Senatowi, a nie rządowi. Jego kadencja kończy się dopiero we wrześniu. W związku z dekretem pani prezydent o wykorzystaniu rezerw banku centralnego na spłatę długu chciał, by oceniono wszystkie konsekwencje, także prawne, dla jego instytucji.
Sąd Najwyższy Argentyny zwrócił się do C. Kirchner o przekazanie mu w ciągu 10 dni uzasadnienia jej decyzji o użyciu owych 6,5 mld dolarów rezerw. Łączne zasoby dewizowe banku centralnego wynoszą 48 mld dolarów.
Ogłaszając użycie części rezerw na spłatę w tym roku połowy długu zagranicznego rząd chciał uspokoić rynki co do swej wypłacalności. Osiągnął jednak efekt odwrotny od zakładanego.