Według Sorosa, jeśli nie uporają się bowiem z tym problemem, przyszłość unii walutowej jawi się w czarnych barwach.
Wszystko za sprawą wady, jaką uwidocznił mijający kryzys finansowy, a mianowicie braku silnego banku centralnego i swoistego Departamentu Skarbu dla państw szesnastki. - Europejski Bank Centralny nie powinien służyć do nakładania nowych podatków na obywateli, tylko ujawniać się w czasach kryzysu. Kiedy system finansowy stoi w obliczu kryzysu - przekonuje miliarder. - Bank centralny może zapewnić wówczas płynność waluty, ale tylko Departament Skarbu może poradzić sobie z problemem wypłacalności.
Zdaniem Sorosa, gdyby podobne problemy, jakie obecnie przeżywa Grecja bardzo szybko uwypukliły się w Hiszpanii, Włoszech, Portugalii i Irlandii, które już dziś borykają się z nadmiernym deficytem finansowym, proste wsparcie finansowe nie wystarczy. - Unia powinna już dziś wypracować na wypadek takiej konieczności nowe rozwiązania, których zastosowanie pomoże zażegnać problemy tych gospodarek - twierdzi finansista.
Zaznacza on przy tym, że nawet jeśli uda się wyciągnąć Grecję z problemów, pytania o przyszłość strefy euro nadal pozostaną aktualne. - Bruksela musi zwiększyć nadzór nad polityką krajów członkowskich i powinna też przygotować plan działań określający warunki pomocy w takich przypadkach - podkreśla Soros. - Przydałby się też dobrze zorganizowany rynek euroobligacji.
Soros jest jednak pesymistą, swój wywód kończy otwartym pytaniem o wolę polityczną urzędników z Brukseli. Czy rzeczywiście stać ich będzie na to, aby podjąć radykalne kroki w celu zreformowania osłabionej przez kryzys struktury UE.