Tak. To, co można było przekazać obywatelom, a także środowiskom biznesowym w różnej formie, zostało przekazane i obecnie musimy mocno pilnować trzech spraw: po pierwsze programu konwergencji, bo bez wypełniania naszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej nie możemy liczyć na stabilny dopływ środków finansowych z tamtej strony; po drugie - budowy infrastruktury transportowej; po trzecie - przygotowań Polski do Euro 2012.
Obiecywała pani dalsze obniżki składki rentowej. Na razie co zmalała ona z 13 do 6 proc., czy jest możliwe jeszcze większe jej ścięcie, czy na to również nie ma już szans?
Na pewno nie przed rokiem 2011. Nie da się w perspektywie kilku lat bardziej zredukować składki rentowej, bo oznaczałoby to likwidację systemu rentowego. Nie jest też realna likwidacja składki wypadkowej, bo wypadki przy pracy będą zdarzały się zawsze. Jeśli chodzi o składkę chorobową, to wymaga to decyzji politycznej, czy ma ją nadal pobierać Zakład Ubezpieczeń Społecznych, czy Narodowy Fundusz Zdrowia. To jest kwestia wyborów innych niż ekonomiczne, ale likwidacja też nie wchodzi w grę. Pozostaje więc składka emerytalna, która może być przedmiotem analiz dopiero w bardzo odległej perspektywie z uwagi na tempo, w jakim Polacy przechodzili na wcześniejsze emerytury. Obawiam się jednak, że za kilkanaście lat nasza sytuacja demograficzna będzie gorsza od obecnej. Wykonane z mojej inicjatywy zmniejszenie składki rentowej o ponad połowę było krokiem spóźnionym o dziesięć lat i dlatego jest tak radykalne. Ale ostrzegam - w tej dziedzinie niczego więcej obiecywać nie można.
Na razie minister zdrowia Zbigniew Religa zapowiada wzrost składki zdrowotnej z 9 do 13 proc. Zgadza się pani z tą propozycją?
Porozmawiajmy o pieniądzach publicznych w systemie ochrony zdrowia. Tych pieniędzy, budżetowych i składek do NFZ w 2005 r. było 37,5 mld zł. Pod koniec obecnego roku system pozyska 49,8 mld zł publicznych środków finansowych, natomiast przez rok 2008 przybędzie ponad 11 mld zł. A więc na koniec przyszłego roku w systemie będzie 60 proc. pieniędzy publicznych więcej niż było jesienią 2005 r. Zainteresowani dobrze o tym wiedzą, a jednak jedynym odczuwalnym skutkiem takiego dopływu pieniędzy jest radykalny wzrost napięć i oczekiwań płacowych. Na koniec 2008 roku publiczne środki w ochronie zdrowia będą stanowiły 5 proc. PKB. Ponieważ według naszych prognoz tempo wzrostu gospodarczego w latach 2009 - 2011 nie spadnie poniżej 5 proc., to w 2010 na ochronę zdrowia będziemy wydawać upragnione 6 proc. PKB. Czy dosypywać więc do tego kotła węgla w nadziei, że wydajność całej maszynerii się poprawi, czy też nie? Politycy muszą uczciwie odpowiedzieć na to pytanie. Intuicja mi podpowiada, że jeśli dotychczasowe wchłonięcie dodatkowej jednej trzeciej środków nic nie zmieniło na lepsze, to powinniśmy pomyśleć o przebudowie tej maszynerii. Dlatego sceptycznie podchodzę do perspektywy podnoszenia składek bez równoczesnych zmian w systemie. Kocioł o nazwie państwowa służba zdrowia nie będzie pracował wydajniej, nawet jeśli sprowadzimy najlepszej jakości węgiel koksujący. On wyższej temperatury nie da, co najwyżej poprawi się samopoczucie obsługi tego kotła.
Mamy więc rozumieć, że z pani inicjatywy więcej zmian w podatkach czy ulgach nie będzie.