Rz: Kto właściwie odpowiada teraz za polską elektroenergetykę – Ministerstwo Skarbu czy Gospodarki? Dotychczas istniał konflikt kompetencji między resortami.
Jan Bury: Uzgodniliśmy zasady współpracy i wszystkie ważne decyzje z tego sektora będziemy podejmować wspólnie.
Co sądzi o pan wieloletnich, np. na 11 lat, gwarancjach zatrudnienia dla pracowników spółek, które weszły do grup energetycznych? Energetyka przypomina pod tym względem górnictwo – rola związkowców jest ogromna, mogą nawet doprowadzić do zwolnienia lub utrzymania prezesów.
Rzeczywiście pozycja związków zawodowych w tej branży jest bardzo silna, ostatnio miały one realny wpływ nawet na kierowanie firmami energetycznymi. Zdarzało się, że zarządy spółek bliżej współpracowały ze związkami niż z Ministerstwem Skarbu. To nie może się już powtórzyć. Związki zawodowe powinny dbać o interesy załóg, a nie decydować o obsadzaniu stanowisk w zarządzie. Tym mają się zajmować rady nadzorcze. Dlatego w ministerstwie powstało zarządzenie, które ustali zasady naboru do rad nadzorczych. Chcemy uniknąć takich sytuacji, jakie wystąpiły w mniejszych spółkach wchodzących do grup energetycznych, gdy członkowie rad nie zjawiali się na posiedzeniach, a listę podpisywali później i inkasowali diety.
Skoro przewidziano wymianę rad, to czy można się spodziewać, że gruntownie przewietrzy pan kadry w spółkach energetycznych?