Kwiatkowski skierował pismo w tej sprawie do Kidawy-Błońskiej. Przekonuje w nim, że znalazł się w trudnej sytuacji, bo śledczy pozbawili go prawa do publicznej obrony swego dobrego imienia.
Prokuratura Apelacyjna w Katowicach wystąpiła do Sejmu z wnioskiem o uchylenie Kwiatkowskiemu immunitetu. Na podstawie podsłuchów chce mu postawić zarzuty wpływania na wyniki konkursów, m.in. na stanowisko wicedyrektora Delegatury NIK w Rzeszowie. Wygrał tam kandydat związany z szefem Klubu Parlamentarnego PSL Janem Burym.
CBA namierzyło Kwiatkowskiego właśnie dlatego, że kontaktował się z Burym, który od kilku lat jest w centrum zainteresowania antykorupcyjnej służby. Niektóre podsłuchane rozmowy wskazują też, że szef NIK mógł omijać procedury, zatrudniając kandydatów pochodzących z nadania współpracowniczek Ewy Kopacz.
Kwiatkowski do tej pory nie odniósł się do tych zarzutów publicznie. Powód? Prokuratura oczywiście pozwoliła mu się zapoznać z niejawnym wnioskiem o uchylenie immunitetu, ale jednocześnie zabroniła publicznego komentowania zawartych w nim informacji, uzasadniając to tajemnicą śledztwa. Na wypadek, gdyby jednak chciał to zrobić, ostrzegła go przed odpowiedzialnością karną.
Tymczasem w mediach pojawiają się kolejne przecieki z akt, które stawiają Kwiatkowskiego w coraz trudniejszej sytuacji. Kilka dni temu tygodnik „Wprost" dowodził, że szef NIK na swych imieninach uzgadniał obsadę stanowisk w Izbie z Januszem Piechocińskim, wicepremierem i szefem PSL. Piechociński zaprzecza, a Kwiatkowski musi milczeć.
Co prawda w kancelarii tajnej Sejmu wszyscy posłowie będą mogli się zapoznać z wnioskiem prokuratury dotyczącym Kwiatkowskiego, ale nie mogą poznać jego wersji wydarzeń.
Stąd prośba do Kidawy-Błońskiej o możliwość wytłumaczenia się przed Sejmem. Szef NIK nie proponuje żadnej formuły, ale w grę wchodzi np. zamknięte posiedzenie albo też wystąpienie przed głosowaniem nad uchyleniem mu immunitetu, które jest zaplanowane na przyszły tydzień.