Wszystko wskazuje, że obecny minister gospodarki ma inne podejście do bezpieczeństwa energetycznego kraju niż jego poprzednik z PiS Piotr Woźniak. Waldemar Pawlak w poniedziałkowym wywiadzie dla PAP stwierdził, że o realizacji wielkich projektów dywersyfikacyjnych zadecyduje rachunek ekonomiczny, a nie polityka. Jego zdaniem takie inwestycje jak terminal gazu skroplonego, rurociąg z Danii do Polski czy ropociąg z Ukrainy będą weryfikowane przez instytucje finansowe, zwłaszcza banki, a ich powodzenie zależeć będzie od kalkulacji tych projektów. – To nie może być decyzja polityczna – podkreślał.
Nie wiadomo, czy ta opinia oznacza, że wicepremier, w którego kompetencji jest bezpieczeństwo energetyczne kraju, w ogóle nie będzie zajmował się kluczowymi dla tej kwestii inwestycjami. Można tylko przypuszczać, że decyzje o budowie gazoportu w Świnoujściu i gazociągu z Danii pozostawi w gestii zarządu odpowiedzialnych za nie firm, czyli PGNiG oraz PERN Przyjaźń.
Pod koniec lutego w PGNiG pojawią się nowy prezes i jego zastępcy. Trudno wyobrazić sobie, by nie konsultowali decyzji z właścicielami, czyli Skarbem Państwa (w praktyce ministrami skarbu i gospodarki). Ale firma jest w na tyle dobrej kondycji finansowej, że może zapłacić za oba projekty. Do tej pory jej szefowie deklarowali, że pokryje 70 proc. kosztów budowy portu gazowego. W 2006 r. PGNiG zarobiło 1,3 mld zł, po trzech kwartałach 2007 r. miało 1,4 mld zł zysku. Terminal ma kosztować ok. 400 mln euro, a jego opłacalność będzie zależeć od warunków w kontrakcie na dostawy gazu skroplonego, którego jeszcze nie ma. Gazociąg to koszt ok. 200 mln euro, ale jest we wstępnej fazie przygotowań.
Poprzedni minister gospodarki i jego zastępca Piotr Naimski, który odpowiadał w resorcie za dywersyfikację, wielokrotnie mówili o konieczności zarówno budowy portu w Świnoujściu, jak połączenia z Danią. Opłacalność tych inwestycji miała znaczenie raczej drugorzędne, a poprzedni minister skarbu Wojciech Jasiński wnioskował o zmianę statutu PGNiG tak, by firma mogła realizować nierentowne inwestycje, pod warunkiem że służą poprawie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Jeśli rachunek ekonomiczny ma znów być wyznacznikiem dla władz spółki, ten zapis ze statutu PGNiG powinien zostać wykreślony.
Według Waldemara Pawlaka większe znaczenie powinniśmy przywiązywać do krajowych zasobów i zwrócić uwagę na nowe technologie, np. gazyfikację węgla. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by PGNiG w krótkim czasie było w stanie wydobywać więcej niż 5,5 – 6 mld m sześc. gazu rocznie, nadal więc krajowe zasoby zaspokoją mniej niż połowę potrzeb kraju. Z importu nie będzie można więc zrezygnować, a jeśli popyt na gaz jeszcze wzrośnie, Polska i tak będzie musiała zadbać o inne niż rosyjskie źródło zaopatrzenia. Oprócz rosyjskiego Gazpromu teraz głównym dostawcą gazu dla Polski jest spółka RosUkrEnergo (formalnie zarejestrowana w Szwajcarii, praktycznie kontrolowana przez Gazprom i jednego z najbogatszych Ukraińców).