Oprocentowanie lokat walutowych jest niskie, w wielu bankach wynosi około 1,5 proc. w skali roku. Fakt ten oraz stałe umacnianie się złotego sprawia, że trzymanie walut na rachunkach nie ma większego sensu. Przez ostatnie dwanaście miesięcy stan naszych oszczędności dolarowych pomniejszył się – uwzględniając inflację – o mniej więcej jedną czwartą.
Jedynym ekonomicznym uzasadnieniem posiadania lokat walutowych może być to, że spłacamy kredyt walutowy. Wtedy lokata staje się swego rodzaju zabezpieczeniem. Gdy spada wartość złotego, rośnie wprawdzie rata kredytu, ale jednocześnie zwiększa się stan naszych oszczędności.
Ludzie preferujący z takich czy innych względów trzymanie oszczędności w walutach obcych już od dawna nie są skazani na niskooprocentowane lokaty bankowe. Dzięki ofercie towarzystw funduszy inwestycyjnych (TFI) mogą inwestować dolary czy euro. Do wyboru jest wiele funduszy o różnym stopniu ryzyka lokujących środki na różnych rynkach.
Od kilku miesięcy zainteresowanie tą formą inwestowania utrzymuje się na stałym, niestety wciąż niskim poziomie. Aktywa zgromadzone w funduszach inwestujących za granicą stanowią 13 – 14 proc. środków, jakimi dysponują wszystkie fundusze.
Ostatnio sporo się mówi o ryzyku, które towarzyszy tego typu inwestycjom. Powodem jest oczywiście stale umacniający się złoty. Faktycznie, jeśli walutą rozliczeniową jest złoty, to obok ryzyka wynikającego z tego, że inwestujemy np. w akcje, pojawi się ryzyko kursowe. Wyniki funduszy z ostatnich miesięcy najlepiej pokazują jego skalę. Straty funduszy opartych na dolarze, a rozliczanych w złotych, są najwyższe na rynku. W skrajnych przypadkach przekraczają 30 proc.