Dzisiaj konferencja powinna się zakończyć, ale wciąż daleko do porozumienia w kilku kluczowych sprawach. W martwym punkcie utknął przegląd protokołu z Kioto. Nie ma również porozumienia w sprawie funduszu adaptacyjnego na inwestycje w krajach najbardziej zagrożonych z powodu zmian klimatu. – Krótko mówiąc, chodzi o pieniądze. Choć nikt nie podaje sumy, jest to rząd kilkudziesięciu miliardów dolarów – mówi prof. Maciej Sadowski, szef polskiego zespołu ekspertów na konferencję w Poznaniu (COP14).
Protokół z Kioto, który zobowiązuje jego sygnatariuszy do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla, przewiduje tzw. mechanizm czystego rozwoju (CDM). Daje on firmom z państw rozwiniętych możliwość zakwalifikowania ekologicznych inwestycji w krajach ubogich jako redukcji emisji CO2. Inwestycje CDM są opodatkowane. Państwa, gdzie ich dokonano, oddają 2 proc. na fundusz adaptacyjny. – Fundusz ma więc swoje źródło finansowania. Problem tak naprawdę polega na tym, że transakcji CDM jest mało – przekonywał Brice Lalonde, szef francuskiej delegacji.
Na razie w ramach mechanizmu CDM do funduszu adaptacyjnego dokładają się głównie Chiny. Dlatego kraj ten w ramach koalicji państw rozwijających się (Grupa 77) proponuje dodatkowe źródło finansowania: opodatkowanie handlu emisjami między państwami. Do tej pory bogate kraje odpowiadały na tę propozycję zdecydowanym „nie”.
Na dzień przed zakończeniem obrad UE wydaje się jednak skłonna do ustępstw. Z nieoficjalnych informacji od uczestników negocjacji wynika, że Bruksela jest gotowa zgodzić się na opodatkowanie przychodów ze sprzedaży praw do emisji CO2 państw, które dokonały redukcji emisji. Do takich państw należy obecnie Polska, która liczy na ok. 2 mld zł ze sprzedaży swoich uprawnień do Japonii, Irlandii, Hiszpanii i innych krajów. Zgoda na takie rozwiązanie oznaczałaby dla nas straty.
Do funduszu adaptacyjnego dokładano by także pieniądze z tzw. projektów wspólnych wdrożeń – czyli proekologicznych inwestycji państw uprzemysłowionych w krajach takich jak Polska, Ukraina czy Rosja. – Nie zgadzamy się na to – podkreśla prof. Maciej Sadowski.