Spotkanie w Rzymie nie przyniosło przełomu. Komunikat po konferencji G7 dotyka wszystkich najważniejszych problemów, ale nie wykracza poza podstawowe stwierdzenia i zobowiązania, które słyszeliśmy już wielokrotnie. Jest jedynie uporządkowaną wersją wszystkich pojedynczych działań, jakich byliśmy świadkami od października ubiegłego roku.
Kraje wchodzące w skład G7 wypracowują ok. 2/3 światowego PKB. W skład grupy wchodzą USA, Japonia, Francja, Włochy, Wielka Brytania, Niemcy i Kanada. Spośród tej siódemki tylko Kanada nie ogłosiła oficjalnie, że jej PKB się kurczy.
Szefowie zarządzający lwią częścią finansów tego świata powtórzyli, że robią wszystko, aby złagodzić skutki recesji. Podkreślili również, że efekty ich pakietów ratunkowych (opiewających łącznie na ponad 3 bln dolarów) za jakiś czas zaczną być widoczne.
Za priorytety uznano wzrost zatrudnienia i umocnienie sektora finansowego, który podczas kryzysu ucierpiał najbardziej. Amerykański sekretarz skarbu Timothy Geithner, dla którego występ na forum G7 był międzynarodowym debiutem, apelował, aby pakiety pomocowe były tak skonstruowane, by przewidziane w nich instrumenty miały charakter wieloletni, a nie tylko doraźny. Pozostali ministrowie finansów naciskali na Geithnera, aby wart 787 mld dol. pakiet Obamy i jego własny program ratunkowy dla sektora finansowego, na który otrzymał ponad 500 mld dol., jak najszybciej wprowadzić z życie.
Jednak na Stany Zjednoczone posypały się również gromy za nawrót do protekcjonizmu. Mimo protestów program „Buy American” został wyraźnie zapisany w ostatecznej wersji planu pomocowego Obamy. Dodano jedynie, że jego realizacja nie może godzić w umowy międzynarodowe, których USA są sygnatariuszem.