Lekceważymy w Polsce zagrożenie falsyfikatami na rynku sztuki. Czy w ciągu 20 lat istnienia wolnego rynku skazano fałszerza dzieł sztuki? Czy skazano handlarza falsyfikatami? Co się dzieje z setkami fałszywych przedmiotów, które co roku odrzucają salony przyjęć domów aukcyjnych i antykwariatów? Czy ktoś niszczy te falsyfikaty? Nie. Są oferowane aż do skutku, aż zostaną sprzedane gdzie indziej. Od lat krzyczą o tym zagrożeniu niektórzy antykwariusze. Czy ich głos dociera do wszystkich klientów? Od dawna wiedzą o tym zagrożeniu różne instytucje, np. resort kultury.
Wszędzie na świecie zdarzają się falsyfikaty. Jednak w innych państwach istnieją i działają mechanizmy prawne, które ograniczają zagrożenie. U nas nie ma prawa lub nie jest egzekwowane. Świadczą o tym poniższe aktualne przykłady.
[srodtytul]Milionowy majątek obywateli[/srodtytul]
Niedawno do jednego z domów aukcyjnych dostarczono obraz z ekspertyzą autentyczności wystawioną przez historyczkę sztuki. Antykwariusz zwrócił uwagę, że na odwrocie jest drugi obraz, o którym ekspertyza nie wspomina. Wówczas właściciel obrazu miał zaproponować, że dostarczy kolejną ekspertyzę, ale tym razem sygnowaną odciskiem palca uczonej, ponieważ nie może ona już pisać z racji wieku. Czy jesteśmy w stanie określić, ile ekspertyz wydała w swoim życiu uczona? Ile z nich na podstawie badania obrazów, a ile na podstawie oglądania tylko fotografii obrazu? Na jakiej podstawie za kilka lat ustalimy, które ekspertyzy uczonej są autentyczne i czy zostały wystawione do tych konkretnie obrazów?
A może w Polsce, wzorem innych krajów, powinien powstać bank ekspertyz, gdzie wystawiane ekspertyzy autentyczności powinny być rejestrowane? Skoro eksperci decydują o milionowym majątku obywateli, może powinni mieć państwowe licencje dopuszczające ich do zawodu i obowiązkowo wykupioną polisę OC? W „Moich Pieniądzach” powtarzamy te pytania od dziesięciu lat. Jak długo jeszcze?