Zgodnie z przewidywaniami „Rz”, zakończony w czwartek konkurs dla firm starających się o unijne dotacje na e-biznes, okazał się rekordowy. Wnioski o wsparcie złożyło aż 2,8 tys. osób. To najwięcej w historii pomocy z Unii Europejskiej. Wartość dotacji, jaką chciałyby dostać firmy, wyniosła w sumie 1,8 mld zł.
[wyimek]1,6 mld zł wynosi budżet grantów na e-usługi na lata 2007 – 2013[/wyimek]
Taki boom na e-biznes ogromnie cieszy, ale... Eksperci obawiają się o jakość projektów biorących udział w konkursie. – Rozeszła się fama, że to łatwe pieniądze do wzięcia – mówi Krzysztof Heller z Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji. – I część osób wyobraża sobie, że przez dwa lata będzie utrzymywać się z dotacji i dawać zatrudnienie np. swoim najbliższym – dodaje. Granty przeznaczone są bowiem na wytworzenie e-usługi oraz bieżące utrzymanie projektu – wynagrodzenia, wynajem powierzchni czy opłacanie większości rachunków.
Sporo ubiegających się o wsparcie nie zdaje sobie sprawy, że po dwóch latach działalności opartej na unijnych pieniądzach, przez kolejne trzy lata firma musi utrzymywać się już samodzielnie. To tzw. kryterium trwałości projektu, jeśli się go nie spełni – trzeba zwrócić dotację. – Wiele osób uważa jednak, że to całkiem proste. Zakładają, że wystarczy, iż w Internecie będzie wisiała założona przez nich strona internetowa. A przecież są jeszcze inne wskaźniki – podkreśla Paweł Tynel z firmy doradczej Ernst & Young.
– O jakości złożonych w tej rundzie projektów dowiemy się w I kwartale przyszłego roku, kiedy zakończy się ich ocena merytoryczna – komentuje Monika Karwat-Bury, rzecznik Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Dodaje, że w poprzednim konkursie wpłynęło ok. 1300 wniosków, ale tylko