Największe światowe banki nie są jednomyślne, ile będziemy płacić za euro pod koniec tego i przyszłego roku. Co prawda nikt już nie prognozuje – tak jak na początku roku – osłabienia złotego do 5 zł za euro, jednak rozbieżności są znaczne.
Optymiści uważają, że jeszcze w tym roku złoty umocni się do 3,8 zł za euro. Pesymiści stawiają na zbliżony poziom do obecnego – w piątek za euro płacono 4,12 zł – bądź osłabienie do 4,43 zł za euro. Wszyscy sugerują jednak, że rok 2010 będzie tym, w którym obserwować będziemy umocnienie naszej waluty.
– Świat zaczyna odbijać się od dna. Prognozy dotyczące PKB są coraz lepsze, a inwestorzy coraz przychylniejszym wzrokiem spoglądają na region Europy Środkowo-Wschodniej – mówi Radosław Bodys z Merrill Lynch. Jego zdaniem sytuacja z pierwszej połowy tego roku, kiedy wahania kursowe były ogromne, bo ciągle wieszczono nam recesję, a deficyt na rachunku obrotów bieżących rósł, już się nie powtórzy. Tym bardziej że ostatnie dane mówią, iż w handlu z zagranicą jesteśmy niemal na zero. Saldo rachunku bieżącego wyniosło we wrześniu minus 57 mln euro. Na wieść o tym złoty się umocnił – za euro płaciliśmy mniej niż 4,2 zł.
– Dodatkowo złotemu pomagać będą działania rządu – uważa ekonomista Merrill Lynch. – Skoro politycy nie zdecydowali się na obniżenie rent i emerytur oraz płac dla budżetówki, spodziewam się, że zechcą podjąć działania, aby umacniać walutę. Może w tym pomóc np. zapowiadane zmniejszenie składki do OFE, które wpłynie na zmniejszenie zadłużenia kraju o 13 mld zł.
Mirosław Gronicki, były minister finansów, wylicza, że gdyby kurs złotego w stosunku do euro spadł do 3,5, czyli o 20 proc., zadłużenie Polski w relacji do PKB obniżyłoby się o 2 pkt proc. – Osobiście nie wierzę w tak mocną złotówkę – mówi ekonomista. – Interwencjom rządu musiałby bowiem towarzyszyć wzrost inwestycji połączony z napływem kapitału obcego do naszego kraju oraz szybszy wzrost gospodarczy, sięgający 5 proc. PKB. A to nie jest możliwe.