Komisja Nadzoru Finansowego skreśliła wczoraj z listy doradców czwartą już osobę zamieszaną w wykorzystanie „przecieku” o gorszych wynikach spółki w sierpniu 2008 r. Chodzi o doradcę inwestycyjnego z ING Investment Management.
Od wykrycia nieprawidłowości („Rz” ujawniła sprawę jako pierwsza) Komisja wszczęła dziesięć postępowań administracyjnych. Ukarała już dwóch doradców (z Millennium TFI i BRE Wealth Management) oraz maklera z DI BRE Banku). – Adresowanie sankcji nadzorczych względem pracowników jest nieefektywne – siłą rzeczy powoduje mniejsze poczucie odpowiedzialności samej firmy inwestycyjnej – mówi Adam Płociński, dyrektor zarządzający pionem polityki rozwoju rynku finansowego i polityki międzysektorowej KNF.
W przypadku przecieku z PGNiG Komisja nie jest w stanie ukarać osób nieposiadających licencji. – Dochodzi do tego, że firma finansowa zrzuca odpowiedzialność na pracowników, zamiast przyznać się do niewłaściwego doboru kadr czy niewłaściwego nadzoru – wyjaśnia Płociński. – Jeżeli kilku pracowników jednej instytucji rozpowszechnia informacje poufne, to zarząd powinien o tym wiedzieć.
KNF zaproponował już zniesienie licencji maklera i doradcy inwestycyjnego i wprowadzenie w ich miejsce egzaminów interwencyjnych, które zwiększałyby odpowiedzialność zarządów za dobór kadr. Duża część osób z rynku oprotestowała ten pomysł. Dlatego też Komisja zastanawia się nad alternatywą – wprowadzeniem rękojmi stabilnego i bezpiecznego zarządzania, znanej z sektora bankowego. – Chodzi o doprecyzowanie odpowiedzialności członków zarządu, aby odpowiadali oni za to, co się dzieje w firmie. Prezesi banków zdają sobie sprawę, że złym zarządzaniem mogą zaszkodzić swojej karierze. Podobny wymóg rękojmi mógłby się pojawić na rynku kapitałowym. Nie możemy wyręczać zarządu w nadzorowaniu pracowników – podkreśla Płociński.