Za górami i lasami żyli beztroscy Irlandczycy. Król, w tej roli charyzmatyczny premier i spółka, rządził narodem umuzykalnionym i skorym do zabawy. Naród – korzystający z dobrodziejstw pędzącej gospodarki – kupował wciąż więcej, biorąc kredyty na wszystko, w tym podróże dookoła świata.
Nagle, niczym w bajce o Kopciuszku, czar prysł. Podobnie jak bańka na rynku nieruchomości. Na sobotnim marszu protestu przeciwko budżetowym cięciom rządu zorganizowanym w Dublinie według oficjalnych szacunków pojawiło się 50 tys. osób. Organizatorzy, ICTU (Kongres Związków Zawodowych), mówią o liczbie dwukrotnie wyższej. Nawet przy założeniu, że prawda leży pośrodku, to wynik niebywały: cały Dublin liczy milion mieszkańców, a kraj zaledwie cztery razy więcej.
Maszerujący ulicami irlandzkiej stolicy tłum protestował przeciwko planowi oszczędnościowemu (przez opozycję nazywanemu Planem Narodowego Zubożenia), zakładającemu m.in. obniżenie minimalnej płacy z 8,65 do 7,65 euro za godz., zlikwidowanie 25 tys. miejsc pracy w sektorze publicznym, podniesienie stawki VAT oraz obniżenie progów podatkowych – 40-proc. stopa obowiązywać będzie wszystkich, którzy w 2011 r. zarobią ponad 32 760 euro (dotąd obowiązywała ona od dochodu powyżej 36 400 euro).
Ogromny sprzeciw budzi też przyjęcie pomocy finansowej z UE: z przydzielonych 85 mld euro, oprocentowanych na 5,8 proc., 35 od razu pójdzie na ratowanie banków kosztujących podatników jak dotąd już 50 mld euro. W sumie kwota na ratowanie instytucji finansowych przekroczy połowę PKB Irlandii wynoszącego w 2009 r. 159,5 mld euro. Irlandczycy boją się, że wraz z przyjęciem unijnej pomocy stracą suwerenność.
– Ludzie mają dość płacenia za błędy państwa i pazerność zarządzających bankami. Teraz rząd wprowadza plany cięć, które uderzają przede wszystkim w klasę średnią oraz w osoby najbiedniejsze, które nijak nie zawiniły w zaprowadzeniu kraju na skraj bankructwa – mówi „Rz” Barnaba Dorda, pracujący w Dublinie jako organizator związków zawodowych. – Nie jesteśmy przeciwni oszczędnościom, jednak chodzi o to, żeby były rozsądne, a nie zabijały przedsiębiorczość i uniemożliwiały tworzenie nowych miejsc pracy.