Porażki 2010 - kraj

Zestawianie porażek 2010 roku. Rzeczy o których raczej szybko chcielibyśmy zapomnieć.

Publikacja: 30.12.2010 18:47

Jolanta Fedak minister pracy i Jacek rostowski minister finansów

Jolanta Fedak minister pracy i Jacek rostowski minister finansów

Foto: Forum, Robert Gardziński Robert Gardziński

[srodtytul]Ministrowie wspólnym frontem przeciw funduszom emerytalnym[/srodtytul]

Niebywała jest energia i determinacja, z jakimi ministrowie pracy Jolanta Fedak i finansów Jacek Rostowski zamierzają zmniejszyć wartość pieniędzy emerytalnych przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych.

Niedługo minie rok, odkąd resort pracy przedstawił swój projekt, gdzie założono m.in. częściową likwidację OFE przez umożliwienie powrotu ubezpieczonych do ZUS oraz odcięcie funduszy od większości zasilających

je składek. W ten sposób resort pracy, popierany przez Ministerstwo Finansów, właściwie zakwestionował reformę emerytalną. Ostatnie 12 miesięcy pokazuje, że idea ta wciąż jest bliska obojgu ministrom. Co jakiś czas do niej wracają, podają coraz to nowe argumenty, znajdują coraz to nowych sprzymierzeńców. Najpierw były to lewicowe związki zawodowe, potem wicepremier Waldemar Pawlak, a od kilku miesięcy Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy premierze.

Najpierw przekonywali nas politycy (bo od nich zależą decyzje), że obowiązująca metoda waloryzacji składek zapisanych w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych jest bezpieczniejsza i bardziej atrakcyjna dla przyszłych emerytów niż oszczędzanie w OFE. – Jeśli zmniejszymy wartość pieniędzy emerytalnych przekazywanych do OFE, a zwiększymy zostawiane w ZUS, to nasze emerytury będą wyższe – zapewniała minister Jolanta Fedak.

Potem, już latem, najpierw nieśmiało, a ostatnio coraz bardziej odważnie, ministrowie zaczęli jednak mówić, że mamy problem z długiem publicznym i deficytem budżetowym i że można temu częściowo zaradzić przez zmniejszenie transferów do funduszy emerytalnych. Choć wciąż w tle ich argumentacji pojawia się zarzut, że system emerytalny jest nieefektywny i należy go zmienić, to problemy finansów publicznych teraz stały się głównym argumentem.

Kilka dni temu minister Jacek Rostowski, który w walce emerytalnej przodem zawsze puszcza minister Fedak, powiedział na łamach „Rz”: „Okazało się, że OFE, które miały wzmocnić nasze finanse publiczne, je osłabiły. Należy ten błąd naprawić”.

Ostatnio pojawił się jeszcze jeden argument wspierający konieczność zmian w systemie emerytalnym: albo zdecydujemy się na zmniejszenie pieniędzy przekazywanych do OFE, albo będziemy musieli podnosić podatki i parapodatki. Resort finansów przyznaje się już, że zmniejszenie wysokości składki rentowej w 2008 roku pozwoliło nam spokojniej przejść przez kryzys, ale dodało kolejną ok. 18-miliardową dziurę w ubezpieczeniach społecznych. Teraz więc mamy wybierać: albo mniej na emerytury, albo więcej na renty.

Gdybyż czas, energię i pieniądze zaangażowane w ponadroczną awanturę o OFE przeznaczyć na rozwiązywanie problemów finansów publicznych, to może mielibyśmy sukces...

—Aleksandra Fandrejewska

[srodtytul]PKO Bank Polski: przegrana z Hiszpanami w walce o BZ WBK[/srodtytul]

PPKO Bankowi Polskiemu nie udało się przejąć Banku Zachodniego WBK, mimo dużego wsparcia ze strony rządu. Bank do ostatniej chwili walczył o wygraną w przetargu z hiszpańskim Santanderem oraz francuskim BNP Paribas.

Ministerstwo Skarbu Państwa, główny akcjonariusz banku, podjęło decyzję, że zrezygnuje z dywidendy, jeśli PKO BP wygra przetarg i będzie potrzebował środków na sfinansowanie transakcji. Walne zgromadzenie banku przegłosowało propozycję resortu skarbu, by PKO BP wypłacił ponad 2,3 mld zł dywidendy z zysku za 2009 r., tylko pod warunkiem, że do 10 grudnia nie przejmie banku w Polsce.

Przedstawiciele polskiego rządu przekonywali dotychczasowego właściciela banku, irlandzki AIB, oraz tamtejszy rząd do oferty złożonej przez PKO BP.

Ostatecznie rywalizację wygrali Hiszpanie. Santander zapłaci 3,1 mld euro za akcje polskiego banku i jego spółki zarządzającej aktywami. Przegrały PKO Bank Polski i BNP Paribas.

Po rozstrzygnięciu przetargu minister skarbu Aleksander Grad przekonywał, że przegrana PKO BP w walce z hiszpańskim bankiem Santander o przejęcie BZ WBK świadczy o tym, że bank podszedł do tej transakcji w sposób profesjonalny, odpowiednio ją wycenił i wiedział, że nie można zapłacić więcej.

Minister uzasadniał, że transakcja miała poparcie ze strony Skarbu Państwa, a zarząd i bank traktował ją biznesowo i rynkowo. Świadczyć miał o tym fakt, że PKO BP uznał, że jest określona wartość, jaką można zapłacić. – To jest dowód, że w tej transakcji nie kierowano się polityką, czystym chciejstwem, tylko normalnym, biznesowym podejściem – tłumaczył minister skarbu. Jego zdaniem cena, jaką Santander zapłaci za BZ WBK, jest przeszacowana.

Sposób przeprowadzenia transakcji budził wiele zastrzeżeń. Pojawiły się podejrzenia, że hiszpański inwestor miał dostęp do dodatkowych informacji na temat BZ WBK w porównaniu z pozostałymi rywalami. Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie prowadzi Komisja Nadzoru Finansowego.

Przegrana PKO BP, spowodowała, że jego akcjonariusze dostali dywidendę z zysku za 2009 r.

Ale PKO BP nie porzucił planów akwizycyjnych. Zdaniem Zbigniewa Jagiełły, prezesa PKO BP wysoka cena, jaką Santander zapłacił za BZ WBK, zachęciła innych właścicieli banków do rozważenia sprzedaży swoich spółek. Tym bardziej że niektóre grupy kapitałowe są w sytuacji, w której muszą brać pod uwagę konieczność wyzbycia się swoich aktywów.

– To wszystko powoduje, że PKO BP powinien być przygotowany, aby jeśli nadarzy się dobra okazja, z niej skorzystać – deklarował szef PKO BP w wywiadzie dla „Rz”.

—Monika Krześniak

[srodtytul]Przerwany lot Sebastiana Mikosza[/srodtytul]

Miał pomysły, plany i wizję firmy, którą kierował. Rozumiał latanie, jak mało który z jego poprzedników. Dobrał sobie współpracowników, z którymi dogadywał się doskonale. Zabrakło mu zrozumienia właściciela – Ministerstwa Skarbu Państwa. Dlatego musiał przegrać. Zrezygnował z pilotowania LOT po 18 miesiącach. Był na tym stanowisku i tak najdłużej w porównaniu z kilkunastoma poprzednikami. Jako jedyny zrezygnował sam, a nie został odwołany.

Nie wiadomo, czy został zmuszony do odejścia, bo właściciel chciał mieć spokój w bardzo medialnej spółce przed wyborami, a Mikosz był w permanentnym klinczu ze związkowcami wszelkiej maści. A może właściciel chciał mieć „na już” pozytywne wyniki, obojętne jakim kosztem, żeby pozbyć się LOT tak szybko, jak to jest możliwe? Często z ulicy Kruczej w Warszawie, gdzie jest siedziba ministerstwa, dobiegały komentarze nadzorującego spółkę wiceministra Zdzisława Gawlika i samego szefa resortu Aleksandra Grada, że LOT wraca do zdrowia zbyt wolno.

Mikosz miał strategię, która jednocześnie LOT zwijała i rozwijała. Ciął wydatki „do kości”. Powstrzymał narastanie zadłużenia, negocjując umowy z bankami wierzycielskimi. Starał się rozbić archaiczne zasady funkcjonowania klanu pilotów polegające między innymi na tym, że kto dłużej pracuje (niekoniecznie jest lepszy), musi latać na coraz bardziej atrakcyjnych trasach. Kiedy wreszcie udało mu się podpisać porozumienie z pilotami, związek nie zaakceptował warunków wynegocjowanych przez swoje kierownictwo.

W takim samym sporze był z personelem pokładowym, który domagał się takich samych warunków zatrudnienia, jakie uzyskali piloci.

Zniknął Centralwings, który ciągle miał kłopoty z wyjściem ze strat. Wprowadzono mnóstwo promocyjnych sprzedaży biletów, aby zdobywać pieniądze wtedy, kiedy w sezonie lotniczym jest dołek. Pojawiły się nowe trasy: do Bejrutu, Tbilisi, Erewania, Rygi, Damaszku i Hanoi. Nie wszystkie były strzałem w dziesiątkę. Mówiono o nim, że chce za szybko i zbyt dużo. Właściciel uważał, że za wolno i za mało. —Danuta Walewska

[srodtytul]Czeski miliarder nie kupił kopalni Bogdanka[/srodtytul]

Wezwanie New World Resources, kontrolowanego przez czeskiego miliardera Zdenka Bakalę, na Lubelski Węgiel Bogdanka było wydarzeniem roku w branży górniczej.

Od 5 października wszyscy patrzyli na te dwie spółki. I nie tylko dlatego, że to jedyne firmy węglowe na GPW. Nagłe wezwanie, ogłoszone kilka dni po tym, gdy Bogdanka ogłosiła prognozę rekordowego zysku za 2010 r. (ponad 200 mln zł), zaskoczyło wszystkich, na czele z zarządem lubelskiej kopalni. Jej prezes Mirosław Taras dowiedział się o wezwaniu na pół godziny przed jego ogłoszeniem.

Jednak 100,75 zł za akcję proponowane przez NWR za walor Lubelskiego Węgla od początku wydawało się zbyt małą kwotą, by wezwanie mogło się zakończyć sukcesem. Największe OFE, właściciele Bogdanki, od początku mówiły „nie”.

Bakala jednak się nie poddawał. NWR założył stronę www.nwribogdanka.pl, wykupił dodatki w największych ogólnopolskich dziennikach, jego przedstawiciele na wszelkich możliwych forach przekonywali, że „nie są konkwistadorami”. Mało tego, czeski miliarder potajemnie spotykał się z właścicielami Bogdanki, proponując im trzy – cztery akcje NWR za papier Bogdanki, co ujawniła „Rz”. A Bogdanka odpowiadała: to wrogie przejęcie, cena jest obraźliwa, mówimy „nie”. Związkowcy stali murem za zarządem, grozili nawet strajkiem, jeśli NWR przejąłby kopalnię. Inwestorzy uwierzyli w Bogdankę. Jej akcje od czasu ogłoszenia wezwania przez NWR cały czas utrzymywały się powyżej ceny w ofercie. 29 listopada wezwanie się skończyło niepowodzeniem NWR.

Bogdanka wygrała tę bitwę. Ale czy wygra wojnę? Pomogła trochę Jastrzębska Spółka Węglowa, która przyznała, że stać ją na zakup Bogdanki, a lubelska kopalnia jest interesująca. Do takiego mariażu inwestorzy podchodzą z większym optymizmem niż do związku Bogdanka-NWR.

Czy koncern Zdenka Bakali odpuści? Analitycy są podzieleni.

– Nie spodziewałbym się nowego wezwania, skoro nastawienie i rynku, i zarządu kopalni oraz związkowców było negatywne – mówi Krzysztof Zarychta z Beskidzkiego Domu Maklerskiego. Zdaniem Jana Rekowskiego, menedżera ofert pierwotnych w DM BZ WBK, NWR nie odpuścił sprawy Bogdanki i można się spodziewać kolejnych ruchów ze strony koncernu Bakali. —Karolina Baca

[srodtytul]Kolej na ślepym torze[/srodtytul]

Mijający rok upłynął pod znakiem zamieszania na polskiej kolei. Najpierw w maju spółka zarządzająca torami zatrzymała na stacjach kilkadziesiąt pociągów Przewozów Regionalnych za długi, potem – wraz z wprowadzeniem nowego rozkładu jazdy plamę dała większość spółek kolejowych.

W maju zaległości samorządowego przewoźnika – Przewozów Regionalnych – za korzystanie z torów wynosiły prawie 240 mln zł. Spółka PKP Polskie Linie Kolejowe odpowiedzialna za zarządzanie torami nie widziała sposobu na odzyskanie należności. Jak powiedział wówczas Zbigniew Szafrański, prezes PKP PLK, zarządca torów nie może pozwolić sobie na kredytowanie przewoźnika i podjął decyzję o zatrzymaniu 48 pociągów InterRegio na stacjach kolejowych. To samo groziło PKP Intercity, jednak w ostatniej chwili przewoźnik podpisał porozumienie o spłacie długów.

Wówczas nastąpił pierwszy tegoroczny chaos. Ani PKP PLK, ani przewoźnik, którego pociągi nie zostały wpuszczone na tory nie powiadomił o tym fakcie podróżnych na czas. Po kilkunastu dniach wszystkie pociągi wróciły na tablicę rozkładu jazdy a władze obu spółek wróciły do rozmów na temat spłaty narastającego zadłużenia przewoźnika.

Przewozy Regionalne zarzuciły PKP PLK, że naruszył przepisy dotyczące ochrony konkurencji i konsumentów. Zatrzymane pociągi konkurowały bowiem z tanimi połączeniami TLK uruchamianymi przez PKP InterCity. Sprawę bada obecnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Strony nie doszły do porozumienia a długi samorządowego przewoźnika wynoszą obecnie ok. 400 mln zł i cały czas rosną.

Końcowka roku przeszła wszelkie wyobrażenia. Kiedy 12 grudnia wszedł w życie nowy rozkład jazdy pociągów, okazało się, że nikt z podróżnych nie jest w stanie się z nim zapoznać. Padł system informatyczny. Na perony przyjeżdżały niezapowiadane pociągi, a tych zapowiedzianych próżno było szukać. Podróżni byli odsyłani na nieistniejące perony. Do tego dołączył atak zimy. Chaos trwał ponad tydzień.

W wyniku grudniowego zamieszania ze stanowiska wiceministra infrastruktury zdymisjonowany został Juliusz Engelhardt. Na jego miejsce powołano Andrzeja Massela, który zgodnie z zapowiedzią premiera ma wyciągnąć konsekwencje personalne wobec szefów spółek PKP. —Agnieszka Stefańska

[srodtytul]Ministrowie wspólnym frontem przeciw funduszom emerytalnym[/srodtytul]

Niebywała jest energia i determinacja, z jakimi ministrowie pracy Jolanta Fedak i finansów Jacek Rostowski zamierzają zmniejszyć wartość pieniędzy emerytalnych przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych.

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy