Bakala jednak się nie poddawał. NWR założył stronę www.nwribogdanka.pl, wykupił dodatki w największych ogólnopolskich dziennikach, jego przedstawiciele na wszelkich możliwych forach przekonywali, że „nie są konkwistadorami”. Mało tego, czeski miliarder potajemnie spotykał się z właścicielami Bogdanki, proponując im trzy – cztery akcje NWR za papier Bogdanki, co ujawniła „Rz”. A Bogdanka odpowiadała: to wrogie przejęcie, cena jest obraźliwa, mówimy „nie”. Związkowcy stali murem za zarządem, grozili nawet strajkiem, jeśli NWR przejąłby kopalnię. Inwestorzy uwierzyli w Bogdankę. Jej akcje od czasu ogłoszenia wezwania przez NWR cały czas utrzymywały się powyżej ceny w ofercie. 29 listopada wezwanie się skończyło niepowodzeniem NWR.
Bogdanka wygrała tę bitwę. Ale czy wygra wojnę? Pomogła trochę Jastrzębska Spółka Węglowa, która przyznała, że stać ją na zakup Bogdanki, a lubelska kopalnia jest interesująca. Do takiego mariażu inwestorzy podchodzą z większym optymizmem niż do związku Bogdanka-NWR.
Czy koncern Zdenka Bakali odpuści? Analitycy są podzieleni.
– Nie spodziewałbym się nowego wezwania, skoro nastawienie i rynku, i zarządu kopalni oraz związkowców było negatywne – mówi Krzysztof Zarychta z Beskidzkiego Domu Maklerskiego. Zdaniem Jana Rekowskiego, menedżera ofert pierwotnych w DM BZ WBK, NWR nie odpuścił sprawy Bogdanki i można się spodziewać kolejnych ruchów ze strony koncernu Bakali. —Karolina Baca
[srodtytul]Kolej na ślepym torze[/srodtytul]
Mijający rok upłynął pod znakiem zamieszania na polskiej kolei. Najpierw w maju spółka zarządzająca torami zatrzymała na stacjach kilkadziesiąt pociągów Przewozów Regionalnych za długi, potem – wraz z wprowadzeniem nowego rozkładu jazdy plamę dała większość spółek kolejowych.
W maju zaległości samorządowego przewoźnika – Przewozów Regionalnych – za korzystanie z torów wynosiły prawie 240 mln zł. Spółka PKP Polskie Linie Kolejowe odpowiedzialna za zarządzanie torami nie widziała sposobu na odzyskanie należności. Jak powiedział wówczas Zbigniew Szafrański, prezes PKP PLK, zarządca torów nie może pozwolić sobie na kredytowanie przewoźnika i podjął decyzję o zatrzymaniu 48 pociągów InterRegio na stacjach kolejowych. To samo groziło PKP Intercity, jednak w ostatniej chwili przewoźnik podpisał porozumienie o spłacie długów.
Wówczas nastąpił pierwszy tegoroczny chaos. Ani PKP PLK, ani przewoźnik, którego pociągi nie zostały wpuszczone na tory nie powiadomił o tym fakcie podróżnych na czas. Po kilkunastu dniach wszystkie pociągi wróciły na tablicę rozkładu jazdy a władze obu spółek wróciły do rozmów na temat spłaty narastającego zadłużenia przewoźnika.
Przewozy Regionalne zarzuciły PKP PLK, że naruszył przepisy dotyczące ochrony konkurencji i konsumentów. Zatrzymane pociągi konkurowały bowiem z tanimi połączeniami TLK uruchamianymi przez PKP InterCity. Sprawę bada obecnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Strony nie doszły do porozumienia a długi samorządowego przewoźnika wynoszą obecnie ok. 400 mln zł i cały czas rosną.
Końcowka roku przeszła wszelkie wyobrażenia. Kiedy 12 grudnia wszedł w życie nowy rozkład jazdy pociągów, okazało się, że nikt z podróżnych nie jest w stanie się z nim zapoznać. Padł system informatyczny. Na perony przyjeżdżały niezapowiadane pociągi, a tych zapowiedzianych próżno było szukać. Podróżni byli odsyłani na nieistniejące perony. Do tego dołączył atak zimy. Chaos trwał ponad tydzień.
W wyniku grudniowego zamieszania ze stanowiska wiceministra infrastruktury zdymisjonowany został Juliusz Engelhardt. Na jego miejsce powołano Andrzeja Massela, który zgodnie z zapowiedzią premiera ma wyciągnąć konsekwencje personalne wobec szefów spółek PKP. —Agnieszka Stefańska