- Megaustawa dała samorządom możliwości wcielania się w rolę operatorów. Czy UKE ma jakieś sygnały, że podejmują takie działania?
- Jest ich nawet sporo. UKE podkreśla w takich przypadkach, że granice interwencji publicznej powinny być wytyczone tak, by nie zakłócać konkurencji. Jeśli samorząd ma podejmować działalność telekomunikacyjną, to powinien wchodzić tam, gdzie biznes nie chce inwestować. Nie zawsze samorządy od razu rozumieją granice interwencji publicznej. Czasem wymaga to wielu działań.
- Jednym z pierwszych zdań jakie spadło na UKE po wejściu w życie megaustawy była opiniowanie lokalnych planów zagospodarowani przestrzennego w celu wyeliminowania bezzasadnych zakazów budowy obiektów telekomunikacyjnych. Po negatywnej weryfikacji ze strony UKE władze samorządowe muszą zmieniać te plany. Jak reagują na to? Czy są przykłady, że niektórzy nie mają zamiaru dostosować się do negatywnej oceny prezesa UKE?
- Samorządy zwykle zmieniają plany i nie przeciwstawiają się sugestii Prezesa UKE. Nie ukrywam, że to nas cieszy, bo zdecydowanie preferujemy drogę współpracy niż konfrontacji. Ponadto współpracujemy zarówno z samorządami, jak izbami urbanistów. Organizujemy warsztaty, wypracowujemy wspólne stanowiska. To zdecydowanie pomaga. Dzięki temu mamy coraz mniej planów opiniowanych negatywnie.
- Szybko się jednak okazało, że 12 miesięcy (co przewiduje megaustwa) to za mało, by przeprowadzić cały proces zmiany planu. UKE zaangażował się w debatę o nowelizacji tego zapisu. Czy są jakieś inne artykuły w megaustawie, które należałoby też zmienić?
- Rzeczywiście. Urzędy wojewódzkie zgłosiły problem, że 12 miesięcy na przeprowadzenie procedury zmiany planów może nie wystarczyć. Zmiany nadzoruje Ministerstwo Infrastruktury. Pół roku działania ustawy dało nam pogląd także na to, jakie jeszcze przepisy ustawy trzeba poprawić. To normalne. Ta ustawa jest całkowicie prekursorska.