Amerykańscy komentatorzy uznali, że Barack Obama ma już reelekcję na prezydenta USA w kieszeni. Jednocześnie powszechnie twierdzono, że sukces Navy Seals pozytywnie wpłynie na giełdy i na dolara.
Można oczywiście zrozumieć tę euforię i towarzyszącą jej czasową poprawę nastrojów. Można też uznać, że krótkotrwały wzrost na Wall Street był jakimś odbiciem owych lepszych nastrojów. Ale wystarczy choć odrobina zdrowego rozsądku, by zauważyć, że jakiekolwiek nadzieje na trwałą poprawę sytuacji gospodarczej z powodu tego akurat jednego zdarzenia są pisane na wodzie. I że Obama musi się jeszcze sporo napracować, by osiągnąć wymarzoną reelekcję.
Problem polega po prostu na tym, że Ameryka toczy od kilku lat dwie ciężkie, długotrwałe, dalekie od zakończenia wojny. Pierwszą jest wojna z terroryzmem. Toczy się na całym świecie, kosztuje rocznie kilkaset miliardów dolarów. Kiedy wybuchała w 2001 r., amerykański budżet obronny wynosił 300 mld dol. Dziś wzrósł do 700 mld dol. (ekwiwalent 5 proc. PKB), a za przygniatającą większość tego wzrostu odpowiadają właśnie koszty wojny z terroryzmem.
Czy zabicie Osamy bin Ladena jest przełomem w tej wojnie? Nie wiadomo, bo przecież stoi za nim potężna globalna instytucja dysponująca wielkimi finansami, wspierana przez miliony fanatyków. Nawet jeśli się okaże, że bin Laden rzeczywiście był niezastąpiony, miną jeszcze zapewne lata, zanim uda się osiągnąć tak zdecydowany przełom w wojnie, by USA mogły sobie pozwolić na zmniejszenie wydatków obronnych. A w tym czasie raczej należy się liczyć z próbami odwetu i zaognieniem walk, a nie z ich wygasaniem. Bardzo prawdopodobne stają się dziś kolejne zamachy terrorystyczne, bardzo możliwe jest też zaognienie sytuacji na Bliskim Wschodzie, a w ślad za tym rujnujące dla gospodarki dalsze zwyżki cen ropy.
Jednocześnie Ameryka toczy jeszcze jedną wojnę – ze skutkami wielkiego kryzysu finansowego. Wszelkie opowieści, jakoby kryzys ten już minął, a gospodarka wypłynęła na spokojne wody, to oczywiście bajki. Amerykański PKB wprawdzie wzrasta, ale jest to wzrost niezdrowy. Firmy nie inwestują i nie tworzą nowych miejsc pracy, na rynkach finansowych panuje niepokój i brak zaufania. Wzrost generowany jest w znacznej mierze przez bezprecedensowy program rządowych wydatków, powodujący też niestety błyskawiczny wzrost zadłużenia publicznego. A zadłużenie to w znacznej mierze pokrywane jest drukiem pustego pieniądza, co prędzej czy później musi oznaczać dalsze gospodarcze kłopoty.