O tym, że gabinet Angeli Merkel chce zamknąć elektrownie atomowe w perspektywie do 2022 r., wiadomo od kilku dni. Dziś zapadnie oficjalna decyzja, której zapowiedź już wywołała sporo zamieszania na rynku. A eksperci ostrzegają, że jej skutki będą daleko idące.
Niemcy muszą zmienić cały bilans energetyczny i znaleźć w ciągu dziesięciu lat sposób na zastąpienie energetyki jądrowej innymi źródłami, by uniknąć problemu blackoutu i deficytu energii. Postawienie na odnawialne (OZE), czyli produkcję energii z wiatru, biomasy czy słońca, nie załatwi jednak tego problemu – oceniają specjaliści. OZE dostarczają dziś ok. 100 terawatogodzin energii z 603 TWh, na które jest zapotrzebowanie w Niemczech.
Największe powody do obaw ma tzw. wielka czwórka, czyli krajowi potentaci – E.ON i RWE, Energie Baden-Wuerttenberg oraz szwedzki Vattenfall, do których należą elektrownie atomowe. Już zapowiadają, że odejście od atomu oznaczać będzie straty, które "Financial Times" wyliczył na 3,5 mld euro. Inne media podają nawet wyższe kwoty – na przykład 4,5 mld euro utraty przychodów z powodu skrócenia okresu działania reaktorów w elektrowniach E.ON.
Pojawiają się nieoficjalnie informacje, że wszystkie zainteresowane firmy mogą zjednoczyć siły i podjąć wspólną akcję, by zablokować niektóre poczynania rządu w zakresie energetyki jądrowej i zminimalizować straty. Media spekulują, że władze E.ON mogą zdecydować się zaskarżyć do sądu nie tyle decyzję o zamknięciu elektrowni, ale o nałożeniu nadzwyczajnego podatku na produkcję energii z atomu, który obowiązuje od stycznia (kwota 145 euro za każdy gram zużytego do produkcji uranu), argumentując, że jest niezgodny z prawem unijnym i obciąża tylko niektóre firmy. Byłoby to działanie bez precedensu.
Według ekspertów szansą dla Niemiec są elektrownie gazowe, które powstają szybko (w ciągu trzech lat) i są tańsze od węglowych, a na dodatek emitują mniej dwutlenku węgla, co ma istotne znaczenie w kontekście unijnej polityki ochrony klimatu. Te inwestycje to prawdziwa szansa dla dostawców gazu do Niemiec, a zwłaszcza rosyjskiego Gazpromu. Już w dzień po zapowiedzi zamknięcia elektrowni niemiecki minister gospodarki Philipp Roesler rozmawiał w Moskwie o dostawach gazu. Przyznał, że jego kraj musi przyspieszyć budowę elektrowni gazowych. Odpowiedź Gazpromu była błyskawiczna. – Dostawy gazu do elektrowni będą podstawowym zagadnieniem w naszej strategii na niemieckim rynku, a bezpośrednie są tym, co nas najbardziej interesuje – stwierdził szef koncernu Aleksiej Miller.