- Na skali piractawa na pierwszym miejscu są Chiny, potem kraje afrykańskie, Daleki Wschód, Ameryka Południowa, Rosja i Ukraina. Europa Środkowa (w tym Polska) jest w połowie stawki, w okolicy Hiszpanii i Włoch. Potem mamy USA, kraje Beneluksu, Austrię i Wielką Brytanię. Najlepiej jest w Skandynawii, Francji, Kanadzie i Niemczech. W Polsce problem istnieje, ale nie chodzi o generalną awersję Polaków do płacenia za kontent, bo płacą np. za nielegalne treści serwisom uploadowym zamiast firmom, które przestrzegają prawa. To w dużej mierze kwestia świadomości.
- Myśli Pan, że wiedzą, który serwis jest legalny, a który nie?
- Niestety czasami odnosze wrażenie, że niekoniecznie. Intuicyjnie wydaje mi się, że bardzo dużo ludzi uważa, że jeśli coś w ogóle jest w Internecie, to z automatu jest legalne. Zwłaszcza młodzi ludzie tak uważają. Wierzą też, że jeśli płacą Chomikuj.pl czy innemu portalowi, to on zadbał o zapłacenie autorom. Oczywiście ważnym aspektem jest cena za legalne utwory, ale to już problem właścicieli treści. Produkowanie jest kosztownym procesem. Trzeba stworzyć produkt, wypromować go i rozdystrybuować. Przemysł artystyczny jest oparty na talentach, a to dobro rzadkie dobro i wymaga długotrwałego finansowania projektów, które nie wiadomo czy wypalą. Z drugiej strony wielkie studia monetyzują swoje treści wielokrotnie. Najpierw poprzez kino w USA, potem poza USA, sprzedając film na DVD, następnie w ramach tzw. electronic sell-through (downloady), VoD, SVoD, a na końcu w telewizjach ogólnodostępnych. Wielkie studia na pewno nie dokładają do interesu.
- To dlaczego nikt nie daje szans widzom, żeby wykazali się skłonnością do płacenia w internecie?
- Ograniczeniem jest stanowisko wielkich wytwórni, ale trzeba pamiętać, że dla nich udostępnianie produkcji w nowy sposób, to dodatkowe koszty. Za wykorzystywanie dzieła na tzw. nowym polu eksploatacji same muszą dodatkowo płacić twórcom zaangażowanym w powstanie dzieła. Myślę jednak, że podobnie jak w przypadku rynku leków, potrzeba i żądania ludzi chorych oraz rządów zmagajacych się z epidemiami wymusił na firmach farmaceutycznych obniżkę cen leków oryginalnych czy szybsze wprowadzanie leków generycznych, tak samo stanie się i w tej branży. Porównuję świadomie przemysł farmaceutyczny do filmowego, bo w obu przypadkach mówimy o dobrach rzadkich - talentach twórców i naukowców oraz o konieczności inwestowania gigantycznych sum w bardzo ryzykowne projekty. Studia w końcu zrozumieją, że w jednym kraju za daną treść można pobierać więcej, w innym mniej pieniędzy i że „okno czasowe" między debiutem kinowym, a dostępnością w sieci musi skrócić się na wielu rynkach. Firmom zależy przecież na zasięgu ich treści. Sądzę, że w Polsce przy odpowiedniej cenie ludzie, którzy dziś płacą po kilkanaście złotych „piratom" przenieśliby się do w pełni legalnych serwisów abonamentowych. W ten sposób udałoby się przekierować pieniądze na właściwe tory.