Strefa wspólnej waluty uparcie trzyma się przy życiu, ku frustracji tych, którzy mocno obstawiali lub ryzykowali swoją profesjonalną wiarygodność, wieszcząc jej zgon.
Jak dotąd bez eurogeddonu
To niezwykłe, jak jeszcze rok temu powszechne było przekonanie o eurogeddonie. Wielu wpływowych bankierów, szczególnie w Londynie i we Frankfurcie, prywatnie uważało, że do końca 2012 roku Grecja znajdzie się poza strefą euro; przewodniczący rady nadzorczej Royal Bank of Scotland powiedział to nawet publicznie.
Niektórzy przedstawiciele Banku Anglii byli przekonani, że euro rozpadnie się już pod koniec zeszłego roku, a BOE uwzględniał ten scenariusz przez większość tego roku. Ekonomiści-pesymiści, tacy jak Nouriel Roubini i Willem Buiter z Citigroup, który ukuł termin „Grexit" na wyjście Grecji ze strefy euro, byli fetowani jak celebryci. Każdy, kto przeciwstawiał się tym obiegowym mądrościom, był traktowany jak ślepy eurofil.
Ci eurosceptycy muszą teraz, jak to mawiamy w prasie, odwracać kota ogonem. Rentowności hiszpańskich i włoskich obligacji są z powrotem na najniższym poziomie od połowy 2011 r., a Irlandia jest na najlepszej drodze, by odzyskać pełen dostęp do rynku w przyszłym roku.
Grecja uzyskała znaczące umorzenie długu, a zagraniczni inwestorzy zaczynają niecierpliwie przebierać nogami, by z powrotem wkroczyć na peryferyjne rynki strefy euro.