Francja - na kłopoty nacjonalizacja

Miało być tak pięknie. Wzrost konkurencyjności, napływ inwestycji i milionerzy z 75-proc. podatkiem.

Publikacja: 15.02.2013 22:08

„Witamy w Club Med" – napisał w ostatni czwartek w komentarzu dziennik „Le Figaro". Kondycja francuskiej gospodarki tak się pogorszyła, że niektóre jej dzisiejsze kłopoty są kalką tego, co działo się w Portugalii i nadal dzieje się w Grecji, Hiszpanii i we Włoszech. Nie ma też szans na wyraźny wzrost PKB w tym roku (ostatni kwartał 2012 przyniósł spadek). Na ten rok Komisja Europejska przewiduje wzrost na poziomie 0,2 proc. Rząd uparcie obstaje przy 0,8 proc.

Jeszcze gorsza sytuacja jest z długiem publicznym, który nie spada, ale rośnie i według danych Brukseli osiągnie w tym roku 92,7 proc. PKB, czyli tyle, ile w Hiszpanii – kraju, co do którego nikt nie ma wątpliwości, że jest w kryzysie. Deficyt finansów publicznych Francuzi mają większy (4,5 proc. PKB) niż Włosi (2,1 proc. PKB). W ostatni piątek Europejski Bank Centralny już otwarcie naciskał na Francję, aby zapanowała nad deficytem. – Jeśli tego nie zrobią, stan gospodarki pogorszy się gwałtownie – mówił Joerg Asmussen, członek zarządu EBC.

Francja znalazła się w pułapce, która konsekwentnie zastawiała sama na siebie latami

Pożegnanie z północą

– Powrót do wzrostu jest problematyczny, bo w ubiegłym roku przez trzy z czterech kwartały Francja była na minusie – ocenia Gilles Moec, główny europejski ekonomista Deutsche Banku. Jego zdaniem „technicznie" ten kraj był już w recesji w I połowie 2012 roku. – Francuzi muszą powstrzymać się z ekspansją wydatków publicznych – ostrzega.

„To zawsze delikatna sprawa, kiedy pouczamy innych, nie zwracając uwagi na własne słabości" – komentował wyniki francuskiej gospodarki w „Le Figaro" Gaetan de Capele, który nie ma wątpliwości, że Francja opuściła grupę silnych krajów Północy UE. „Dołączamy do Club Med – krajów Południa wydających pieniądze, których nie miały i za finansową rozwiązłość drogo teraz płacą". I nabija się z wyjaśnień polityków, a to, że euro jest zbyt silne, a oszczędności zbyt głębokie. „Tłumaczą to, co jest nie do wytłumaczenia" – pisze komentator „Le Figaro". I wypomina władzom, że administracja przypomina strukturą ciasto francuskie, bo składa się z wielu warstw; pisze też o kosztach pracy, które wydają się nie do zredukowania, a duszą skuteczność francuskich firm.

Ucieczka bogatych

Zwolnienia we francuskich firmach także zaczynają być już na poziomie Club Med. Bogaci ludzie, którzy przynosili francuskiemu budżetowi miliony euro w postaci podatków, opuszczają ten kraj, nie oszczędzając jednocześnie uszczypliwych i kompromitujących komentarzy.

Można dyskutować nad epopeją zatytułowaną „Gerard Depardieu i rosyjski paszport", ale wielu bogatych Francuzów zdecydowało się przyjąć obywatelstwo belgijskie,bądź prawo stałego pobytu (i płacenia podatków) w Szwajcarii. Brytyjski gwiazdor piłki nożnej David Beckham oddał na cele charytatywne honorarium za grę w paryskim klubie Saint Germain. Gdyby francuski socjalistyczny fiskus dobrał się do jego zarobków, miałby prawo sięgnąć nie tylko po pieniądze, jakie piłkarz zarabia we Francji, ale i opodatkować całe jego zarobki. Majątek Beckhama i jego żony – Viktorii – jest szacowany na dobrze ponad 100 mln dolarów.

Porywczy prezydent i gadatliwy minister

Prezydent Francois Hollande i jego minister Arnaud Montenbourg odpowiadający za ożywienie francuskiego przemysłu lubią pokazywać się razem. Na kłopoty przedsiębiorców, którzy przy spadającej produkcji muszą ciąć zatrudnienie, chętnie używają niewykorzystanej jeszcze, ale sprawdzonej groźby: nacjonalizacja.

Najczęściej jest tak, że Montebourg mówi dużo szybciej, niż myśli. Lubi straszyć, poganiać, pouczać. Wysoki, dobrze ubrany, zawsze mający na końcu języka jedynie słuszną odpowiedź, na wszystkie pytania chętnie szermuje hasłami nacjonalizacji, obrony interesów pracowniczych.

Takimi planami groził rafinerii należącej do szwajcarskiego Petroplusa, który chciał ją zamknąć („Znacjonalizujemy, skłonimy do zainwestowania Libijczyków, państwo francuskie dołoży"), huty Arcelora Mittala we Florange (– W każdej chwili możemy zagrozić nacjonalizacją, ale dołożymy 150 mln euro, gwarantem jest prezydent Francois Hollande – mówił). Nie przeszkadzało mu, że premier Jean-Marc Ayrault próbował elegancko wycofać się, tłumacząc, że na utrzymanie Florange potrzeba miliard euro, a cała akcja jest nieopłacalna. – Pan Lakshmi Mittal nie jest we Francji mile widziany – pokrzykiwał Montenbourg.

Zapędy nacjonalizacyjne mogły sięgnąć nawet PSA Peugeota Citroena, który przeżywa wyjątkowo trudne czasy z powodu zapaści na rynku motoryzacyjnym. PSA poinformował, że z powodu odpisów straty sięgnęły 5 mld euro. – Na razie się przyglądamy – mówił Montenbourg, wycofując się z poprzednich pogróżek. PSA Peugeot Citroen jest firmą całkowicie prywatną.

Ale już 15-proc. udział w Renault upoważnia pewnego ministra do kolejnych uwag. – To było najmniej, co mógł zrobić! Tak zareagował na informację z ostatniego czwartku, kiedy prezes Renault/Nissana powiedział pracownikom, że zrezygnuje z jednej trzeciej ruchomej części wynagrodzenia (480 tys. euro), jeśli pracownicy zgodzą się na zmianę kontraktów. Renault ma zysk, a związkowcy z Carlosem Ghosnem negocjować nie chcą.

Komunikat dla inwestorów

Fatalne doświadczenia z Francji wyniesie Goodyear. Jego fabryka traciła 60 mln euro rocznie od 2007 r. Każda próba zmiany kontraktów, wydłużenia godzin pracy spotykała się ze skutecznym oporem związkowców. Jesienią zeszłego roku Amerykanie podjęli decyzję: zamykamy. Pracę miało stracić ponad tysiąc osób. Opinia Montenbourga? Oczywiście – nacjonalizacja. Kiedy został kolejny raz obsztorcowany przez premiera, zaproponował negocjacje. Trudno je prowadzić w tym kraju, gdzie kodeks pracy ma ponad 3,3 tys. stron. Cztery razy tyle, co niemiecki. A sytuacja jest trudna, bo Goodyear w drogiej Francji produkuje tanie opony. Rząd gorączkowo szuka innego inwestora, który zastąpiłby Amerykanów i zamiast zwalniać, przyjmowałby do pracy. Tylko że każdy, kto zainwestował we Francji, wie, że skoro tak trudno jest zwolnić pracownika, kiedy rynek się załamał, nie warto zwiększać zatrudnienia, kiedy sprzedaż rośnie.

Francja znalazła się w pułapce, która konsekwentnie zastawiała sama na siebie latami. Złe prawo zniszczyło rynek pracy, spadająca produkcja obniża PKB i podwyższa deficyty. I trudno znaleźć dziedzinę, od której najszybciej należałoby zacząć odbudowę.

„Witamy w Club Med" – napisał w ostatni czwartek w komentarzu dziennik „Le Figaro". Kondycja francuskiej gospodarki tak się pogorszyła, że niektóre jej dzisiejsze kłopoty są kalką tego, co działo się w Portugalii i nadal dzieje się w Grecji, Hiszpanii i we Włoszech. Nie ma też szans na wyraźny wzrost PKB w tym roku (ostatni kwartał 2012 przyniósł spadek). Na ten rok Komisja Europejska przewiduje wzrost na poziomie 0,2 proc. Rząd uparcie obstaje przy 0,8 proc.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy