EPFR Global, firma wyspecjalizowana w monitorowaniu przepływów kapitału pomiędzy funduszami, sama przestrzega jednak przed zbyt optymistycznymi wnioskami.
Na początku roku inwestorzy rzeczywiście mieli apetyty na ryzyko – napływy do ryzykownych funduszy rynków wschodzących przekroczyły 32 mld dolarów w ciągu pierwszych dwóch miesięcy roku.
Z noworocznej euforii niewiele jednak pozostało. W skali całego kwartału klienci firm zarządzających na całym świecie wciąż wybierali fundusze akcji, jednak przerzucili się na stosunkowo bezpieczniejsze – bo napędzane drukowanym pieniądzem – rynki amerykański i japoński (a także fundusze akcji z „domieszką" obligacji).
Trudno im się dziwić. Od stycznia do marca amerykański S&P500 wzrósł prawie 12 proc. a japoński Nikkei 225 o ponad 20 proc.
- Związek pomiędzy napływami do funduszy, a koniunkturą giełdową nie zawsze jest prosty i bezpośredni. Inwestorzy w USA przez ostatnie lata wypłacali pieniądze z funduszy akcji, a mimo to amerykańskiej giełdy były jednymi z silniejszych – zwraca uwagę Jarosław Niedzielewski, dyrektor inwestycyjny w Investors TFI. – Na przeciwległym biegunie mamy Turcję. Inwestorzy zagraniczni odpowiadają za ok. 70 proc. obrotów na giełdzie w Stambule – notowania indeksu ISE są uzależnione od zagranicznego kapitału – dodaje.