Problem jednak w tym, że na razie zbudowaną za około 3,2 mln zł (unijne dofinansowanie 2,8 mln zł) sieć, Ożarowice wykorzystują na potrzeby kilkunastu jednostek gminy (urzędy, szkoły, biblioteki). To trochę jakby wójt kupił sobie Mercedesa i jeździł z domu kilkaset metrów na niedzielną mszę.
Oczywiście, samorządowcy z Ożarowic bardzo chętnie udostępniliby internet także mieszkańcom, ale nie za bardzo mogą. Potrzebna zgoda UKE, który określa warunki świadczenia takich usług. Wójt mówił o tym „małym kłopocie" na spotkaniu z dziennikarzami i w efekcie w niektórych mediach pojawiły się zarzuty wobec regulatora rynku, że nie pozwala wykorzystać Ożarowicom możliwości, jakie dała im ta nowoczesna inwestycja. Bo nawet jeśli w końcu wyda odpowiednią zgodę, to wprowadzi takie ograniczenia przepływności (np.512 kbps), że gmina będzie musiała 60-krotnie zmniejszyć prędkość łącza. A więc tak, czy siak wychodzi, że publiczne pieniądze zostały wydane niezbyt rozsądnie.
Przypadek Ożarowic potwierdza, że działalność samorządów na polu telekomunikacji rodzi kontrowersje. Wiele operatorów burzy się, że wybudowane za unijne pieniądze sieci psują im biznes. Czasami są ta zarzuty słuszne, czasami karykaturalne, gdy np. wielki operator, który wychwala zalety technologii LTE próbuje uzasadniać, że jego biznesowi zagraża publiczny hotspot na rynku miejskim, który oferuje transfer 256 kbps.
Śmieszne jest też to, że UKE miesiącami prowadzi konsultacje, czy można w parku miejskim uruchomić taki hotspot, gdy przedstawiciele rządu i prezesi operatorów przekonują, jak ważne jest to, byśmy spełnili cele Agendy Cyfrowej i korzystali internetu 30 Mb/s i 100 Mb/s. W Niemczech, dla porównania, nie budzi kontrowersji, gdy w Berlinie Kabel Deutschland uruchamia hotspoty, z których wszyscy użytkownicy mogą korzystać bezpłatnie przez pół godziny dziennie, a oferowane przepływności, to aż 100 M/s. Może dlatego, że za prywatne środki wolno psuć rynek, ale za publiczne nie.
Problemem operatorów są nie publiczne hotspoty, a dotowane miejskie sieci na obszarach inwestycji przedsiębiorców. Wiele samorządów przyznaje po cichu, że starało się o środki z 8.3 POIG nie by pomóc wykluczonym cyfrowo, ale by wybudować sieć na własne potrzeby.Oficjalny cel taniej zresztą zrealizować opłacając inwestycję i usługę od komercyjnego przedsiębiorcy.Gdyby tego pilnowano (zadbano o spójność między rożnymi działaniami unijnymi związanymi z budową sieci), to środki publiczne na budowę infrastruktry internetowej mogłyby być wydane efektywniej. Bo wcale nie jest tak, że samorząd nie może włączyć się - z dobrym skutkiem - w inwestycje. Takim przykładem z zagranicy jest choćby Sztokholm i sieć Stokab.