Nawet jeśli radykalnie polepszy się sytuacja na rynku pracy, to firmy nadal będą dążyć do większej elastyczności zatrudnienia. Tym bardziej że to dążenie jest zgodne z potrzebami młodych pokoleń – zgodnie twierdzili uczestnicy debaty „Rzeczpospolitej" pt. „Rewolucja na rynku pracy".
– Niezależnie od poprawy koniunktury pozostaniemy w świecie dynamicznego rynku pracy, z rosnącym udziałem elastycznych form zatrudnienia – mówił Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. Według niego wynika to m.in. ze struktury polskiej gospodarki bliższej elastycznemu modelowi anglosaskiemu niż bardziej stabilnemu kontynentalnemu.
Atut elastyczności
Polskie firmy nie mają (jak np. spółki w Niemczech) wsparcia partnera bankowego, który pomaga finansowaniem w trudnych czasach. Muszą więc umieć szybko dostosować do zmian cen zamówień swoje koszty wewnętrzne, które w dużym stopniu są związane z ludźmi.
– W naszym regionie 65 proc. kosztów prowadzenia działalności to koszty pracy – przypominał Tomasz Ślęzak, wiceprezes giełdowej grupy Work Service, potentata rynku usług HR. Zaznaczał, że jednym z głównych zadań zarządów jest dzisiaj zwiększenie elastyczności tych kosztów, co od czasów kryzysu stało się ważnym źródłem przewagi konkurencyjnej. – W rezultacie firmy szukają i będą szukać sposobów na poprawę elastyczności – podkreślał Ślęzak.
Potwierdzał to Robert Żelewski, dyrektor personalny i członek zarządu McCormick Polska oraz przewodniczący Rady Programowej Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami. Według niego szukanie elastyczności to dziś główne zadanie firm, w tym działów HR. Z kolei nowe przepisy (m.in. pełne ozusowanie umów-zleceń) spowodują, że liczba osób na samozatrudnieniu będzie wzrastać, podobnie jak popyt na usługi agencji zatrudnienia. – Problem w tym, że prawo dla pokolenia Y tworzą ludzie z pokolenia baby boom (lat 1946–1964 przyp. red). Przygotowują przepisy z perspektywy tego, co jest ważne dla nich, ale nie dla młodych ludzi czy specjalistów, dla których forma umowy jest drugorzędna. Dlatego prawo zupełne nie pasuje do potrzeb rynku pracy – podkreślał Żelewski.