Stagflacja w Polsce już na horyzoncie

Na początku 2023 r. Polska może doświadczyć spadku aktywności ekonomicznej w ujęciu rok do roku. Nie licząc okresu pandemii, byłby to pierwszy taki przypadek od dekady. Mimo to presja na wzrost cen będzie słabła bardzo powoli.

Publikacja: 10.07.2022 21:00

Stagflacja w Polsce już na horyzoncie

Foto: Bloomberg

Od kilku kwartałów ekonomiści na całym świecie mówią o ryzyku stagflacji, czyli stagnacji w gospodarce połączonej z wysoką inflacją. Atak Rosji na Ukrainę stagflacyjne tendencje jeszcze wzmocnił, ale większość gospodarek do niedawna rozwijała się szybko na fali postpandemicznego ożywienia. W Polsce stagflację z prawdziwego zdarzenia na horyzoncie widać dopiero teraz – sugerują prognozy 34 zespołów analitycznych i indywidualnych ekonomistów, uczestniczących w naszym konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego. Dobra wiadomość jest taka, że w ocenie zdecydowanej większości z nich spowolnienie gospodarcze nie będzie na tyle silne, żeby wstrząsnąć rynkiem pracy. Wzrost płac może wprawdzie wyhamować, ale fala zwolnień pracowników i skok stopy bezrobocia wydaje się nieprawdopodobny. To z kolei powinno zapobiec załamaniu konsumpcji, które spotęgowałoby spowolnienie. Zła wiadomość: dwucyfrowa inflacja zostanie z nami co najmniej do połowy 2023 r.

Ostre hamowanie

Uczestnicy naszej rywalizacji przeciętnie prognozują, że w najbliższych czterech kwartałach (z bieżącym włącznie) PKB Polski będzie rósł średnio w tempie 1,5 proc. rok do roku. Wielu z nich (chociaż nie większość) zakłada przy tym, że w I kwartale 2023 r. dojdzie do spadku PKB w ujęciu rok do roku. Dla porównania, w minionych czterech kwartałach wzrost PKB wynosił średnio około 7 proc. W tym świetle spowolnienie będzie gwałtowne.

W pewnym stopniu będzie to jednak statystyczny artefakt. Tempo wzrostu PKB w ujęciu rok do roku w I połowie br. podbijał tzw. efekt przeniesienia związany z solidną zwyżką tego wskaźnika pod koniec ub.r. W I połowie 2023 r. efekt ten będzie działał w przeciwnym kierunku: będzie zaniżał roczne tempo wzrostu PKB relatywnie do rzeczywistej kondycji gospodarki.

Czytaj więcej

Maciej Bukowski: Spowolnienie dzisiaj albo recesja jutro

Mimo tych komplikacji nie ulega wątpliwości, że perspektywy polskiej gospodarki w ostatnich miesiącach wyraźnie się pogorszyły. Na początku kwietnia ekonomiści przeciętnie prognozowali, że w okresie od połowy br. do końca I kwartału 2023 r. PKB Polski będzie rósł w tempie 2,5 proc. rok do roku. Obecnie oczekują, że w tym samym okresie wzrost wyniesie około 1,6 proc. W prognozach pojawił się m.in. spadek PKB rok do roku w pierwszych miesiącach 2023 r. A wydaje się, że uczestnicy naszej rywalizacji nie uwzględnili w swoich scenariuszach recesji w strefie euro, która z każdym dniem staje się coraz bardziej prawdopodobna za sprawą niedoboru gazu.

Nastroje na dnie

Skąd ten przypływ pesymizmu? Jednym z jego źródeł jest większy niż wcześniej oczekiwano skok inflacji i – co za tym idzie – stóp procentowych. Zaledwie kwartał temu ekonomiści przeciętnie oczekiwali, że w II kwartale br. inflacja nad Wisłą wyniesie średnio 11 proc., dzisiaj wiadomo, że była o 3 pkt proc. wyższa. W rezultacie główna stopa procentowa NBP wzrosła do końca czerwca do 6 proc. (a w lipcu RPP podniosła ją do 6,5 proc.) zamiast do 5 proc., jak uczestnicy naszej rywalizacji przeciętnie prognozowali na początku kwietnia.

Najwyższa od ćwierćwiecza inflacja i „gorzkie lekarstwo” na nią, które aplikuje gospodarce Rada Polityki Pieniężnej, doprowadziły już do załamania nastrojów konsumentów. W czerwcu były one nawet słabsze niż w apogeum epidemii Covid-19. Pesymizm konsumentów, a także spadek siły nabywczej ich dochodów doprowadziły do rewizji w dół prognoz wzrostu konsumpcji. Ankietowani przez nas ekonomiści spodziewają się jednak również wolniejszego niż jeszcze trzy miesiące temu wzrostu inwestycji. To z kolei konsekwencja niepewności wśród firm, ale też wzrostu kosztów, które są obecnie wymieniane jako główna bariera rozwoju. – Tempo wzrostu inwestycji ogółem pozostanie na obniżonym poziomie w kolejnych kwartałach. Wsparciem dla takiego scenariusza jest wyraźne pogorszenie wskaźników koniunktury obrazujących skłonność firm do realizacji nowych projektów inwestycyjnych oraz wzrost stóp procentowych, przyczyniający się do pogłębienia spadku inwestycji mieszkaniowych – tłumaczą w swoim nowym scenariuszu makroekonomicznym, opublikowanym tydzień temu, ekonomiści z Credit Agricole Bank Polska.

Czytaj więcej

Andrzej Stec: Przygotujmy się na chude lata

Kolejnym źródłem spowolnienia, którego nie widać wprost w prognozach, będzie koniec kumulacji zapasów w firmach, która w ostatnich kwartałach była jednym z kół zamachowych gospodarki. – Na początku 2023 r. prawdopodobny jest nawet spadek PKB rok do roku. Jednym z powodów będzie koniec nadbudowy zapasów. Na początku roku ten czynnik odpowiadał za większą część wzrostu PKB. W warunkach dekoniunktury i obaw przedsiębiorców co do popytu w przeszłości trudno oczekiwać, żeby te zapasy wciąż były kumulowane. Jeśli tego zabraknie, będziemy musieli liczyć na tradycyjne motory wzrostu PKB, czyli konsumpcję, inwestycje i eksport. W świecie wysokiej inflacji, rosnących stóp procentowych i globalnej dekoniunktury żaden z tych motorów nie będzie działał dobrze – tłumaczyła w zeszłym tygodniu w Parkiet TV Agata Filipowicz-Rybicka, główna ekonomistka Alior Banku, jedna z uczestniczek naszej rywalizacji.

Głównym zagrożeniem dla polskiej gospodarki staje się recesja. Ekonomiści oczekują obecnie, że wzrost PKB w I kwartale 2023 roku będzie zbliżony do zera. Prawie 40 proc. ankietowanych analityków uważa, że gospodarka skurczy się w porównaniu z I kwartałem bieżącego roku. Źródła tego spowolnienia można dostrzec we wszystkich głównych gałęziach gospodarki. Analitycy wskazują zarówno na niewielki wzrost konsumpcji, jak i stosunkowo słabe inwestycje.
Te prognozy odzwierciedlają oceny bieżącej sytuacji i planów zakupowych, które widać w wynikach badań gospodarstw domowych. Obecnie te oceny są równie niskie jak na początku pandemii. Obserwujemy też dużą niepewność odnośnie do terminowej realizacji Krajowego Planu Odbudowy, który mógłby pobudzić publiczne inwestycje.
Pomimo oczekiwanego osłabienia aktywności gospodarczej wzrost cen pozostanie wysoki. Analitycy niemal zgodnie wskazują, że szczyt inflacji wystąpi w okolicach sierpnia – inflacja w III kwartale ma oscylować wokół 15,5 proc. Tego, że wzrost cen będzie jeszcze szybszy zimą, spodziewa się jedynie pięć spośród 34 ankietowanych osób i zespołów. Równocześnie prognozy zakładają tylko bardzo delikatne hamowanie inflacji w I połowie 2023 r., mimo że Rada Polityki Pieniężnej już znacząco podwyższyła stopy procentowe.
Głównym zagrożeniem, jeśli chodzi o inflację, jest obecnie wzrost cen energii elektrycznej i ogrzewania wraz z kolejnymi decyzjami Urzędu Regulacji Energetyki. Niedawne komentarze prezesa URE wskazują, że podwyżki z początkiem 2023 r. będą sięgać kilkudziesięciu procent – bieżące prognozy prawdopodobnie wciąż nie odzwierciedlają dokładnie tego zagrożenia.
Ekonomiści są stosunkowo spokojni o kondycję rynku pracy. Bieżące prognozy zakładają niewielkie wahania stopy bezrobocia przez kolejny rok. Polska pozostaje jednym z państw Unii Europejskiej, gdzie przedsiębiorstwa najszerzej raportują niedobory pracowników. Mamy też stosunkowo dużo pracowników migrantów. Oba te czynniki zapewniają pewien bufor bezpieczeństwa. Na rynku pracy skutkiem spowolnienia będzie raczej spadek liczby ofert pracy oraz mniejsza mobilność pracowników między firmami, a nie zwolnienia.

Jakub Rybacki, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym

Ceny pod prądem

Słabnący popyt konsumpcyjny i inwestycyjny z czasem powinny tłumić inflację bazową, nieobejmującą cen energii i żywności. W najbliższych czterech kwartałach jeszcze tego jednak nie zobaczymy. Dopiero w III kw. 2023 r. – nieuwzględnionym w lipcowej rundzie konkursu – inflacja ma szansę spaść wyraźnie poniżej 10 proc. Nawet to jednak może się okazać założeniem zbyt optymistycznym, jeśli Urząd Regulacji Energetyki zaakceptuje wnioski taryfowe sprzedawców energii elektrycznej.

Optymistycznym akcentem w prognozach ekonomistów są oczekiwania co do koniunktury na rynku pracy. Większość z nich zakłada, że stopa bezrobocia praktycznie nie wzrośnie, pomimo mocnego ochłodzenia w gospodarce. Na koniec I kwartału 2023 r. wynosić ma 5,3 proc. w porównaniu do 5,4 proc. na koniec tego samego kwartału br.

Czytaj więcej

Recesja bolesna dla kasy państwa

Zasady konkursu: jak wyłaniamy najlepszego analityka makroekonomicznego roku

Konkurs na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowany jest przez redakcje „Parkietu” i „Rzeczpospolitej” od 2007 r. Obecnie trwają jego XV i XVI edycja, obejmujące prognozy na 2022 r. i 2023 r.

Rywalizacja jest otwarta dla wszystkich, którzy chcą sprawdzić swoje umiejętności analityczne: ekonomistów z instytucji finansowych i ośrodków badawczych, niezależnych ekspertów, a także pracowników naukowych i studentów. Uczestnicy konkursu (obecnie jest ich 36) cztery razy do roku nadsyłają prognozy na cztery kolejne kwartały dla ośmiu wskaźników makroekonomicznych i rynkowych. Za każdą prognozę mogą otrzymać od 0 do 1 pkt w zależności od tego, jak wypada ona na tle faktycznego odczytu danego wskaźnika oraz przewidywań innych uczestników. Podsumowując prognozy na dany kwartał, największą wagę przypisujemy tym formułowanym najwcześniej (z rocznym wyprzedzeniem), najmniejszą zaś – najświeższym (sporządzonym kwartał wcześniej). W rankingu ogólnym największą wagę mają punkty za prognozy zmian PKB i CPI.

Zwycięzcą ostatniej zakończonej edycji konkursu, dotyczącej prognoz na 2021 r. był dr Wojciech Zatoń, pracownik naukowy Uniwersytetu Łódzkiego, wyprzedzając zespół analityków Polityki Insight i Pawła Mizerskiego, głównego ekonomistę Uniqa TFI. Rok wcześniej triumfował zespół Santander Bank Polska, a w 2019 r. Mikołaj Raczyński, obecnie członek zarządu Noble Funds TFI, który zwyciężył też w 2016 r. Dwoma zwycięstwami w historii konkursu może się jeszcze pochwalić tylko Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu (od kilku lat nie bierze w nim jednak udziału). Partnerem merytorycznym konkursu jest Polski Instytut Ekonomiczny. 

Od kilku kwartałów ekonomiści na całym świecie mówią o ryzyku stagflacji, czyli stagnacji w gospodarce połączonej z wysoką inflacją. Atak Rosji na Ukrainę stagflacyjne tendencje jeszcze wzmocnił, ale większość gospodarek do niedawna rozwijała się szybko na fali postpandemicznego ożywienia. W Polsce stagflację z prawdziwego zdarzenia na horyzoncie widać dopiero teraz – sugerują prognozy 34 zespołów analitycznych i indywidualnych ekonomistów, uczestniczących w naszym konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego. Dobra wiadomość jest taka, że w ocenie zdecydowanej większości z nich spowolnienie gospodarcze nie będzie na tyle silne, żeby wstrząsnąć rynkiem pracy. Wzrost płac może wprawdzie wyhamować, ale fala zwolnień pracowników i skok stopy bezrobocia wydaje się nieprawdopodobny. To z kolei powinno zapobiec załamaniu konsumpcji, które spotęgowałoby spowolnienie. Zła wiadomość: dwucyfrowa inflacja zostanie z nami co najmniej do połowy 2023 r.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dane gospodarcze
Lepsze nastroje w niemieckiej gospodarce. Najgorsze już minęło?
Dane gospodarcze
Węgrzy znów obniżyli stopy procentowe
Dane gospodarcze
Mniejsza szara strefa. Ale rynku alkoholi to nie dotyczy
Dane gospodarcze
GUS: płace wciąż rosną. Z zatrudnieniem nie jest tak dobrze
Dane gospodarcze
Najnowsze dane z produkcji. Jest gorzej niż marcu