Ma nadzieję i mówi o tym głośno, a równocześnie utrudnia realizację takiego scenariusza. Jak bowiem ocenić decyzję o ograniczeniu wsparcia dla firm, które na miejsce inwestycji wybierają duże miasta o niskiej stopie bezrobocia?
Polska ma swoje pięć minut, ciągle jeszcze jest nowym członkiem Unii Europejskiej, który ma prawo do korzystania ze zwiększonej puli środków unijnych, cały czas też jest zaliczana do państw konkurencyjnych na tle innych krajów Europy. Musimy te atuty wykorzystywać podnosząc atrakcyjność naszego kraju. Za parę lat, gdy Unia zakręci kran z bezzwrotnymi funduszami, a w unijnej rodzinie pojawią się nowi członkowie oferujący choćby znacznie niższe koszty pracy, znacznie trudniej będzie nam ściągnąć obcy kapitał.
Ograniczenie dotacji w tej chwili nie jest więc najlepszym pomysłem. Trudno bowiem wyobrazić sobie inwestora, który wybierając na miejsce inwestycji Warszawę, Poznań czy Wrocław – głównie z uwagi na dość dobrze już rozwiniętą infrastrukturę w tych rejonach – zamieni tę lokalizację na miasto oddalone od autostrady o kilkaset czy nawet kilkadziesiąt kilometrów. Oczywiście może okazać się, że to głównie planowane zyski wiążące się z konkretną lokalizacją nowej inwestycji będą decydowały o podjęciu takiej, a nie innej decyzji.
Wiadomo, że w czasie kryzysu i w obliczu nie najlepszej sytuacji naszych finansów rząd musi szukać oszczędności. Jednak oszczędności na inwestycjach mogą przynieść zgubne konsekwencje w przyszłości.