zatrudnienie w krajach UE powinno wzrosnąć

Milion nowych miejsc pracy powstanie w tym roku w Unii Europejskiej. Ale to ciągle mniej, niż zabrał kryzys

Publikacja: 15.04.2011 03:46

zatrudnienie w krajach UE powinno wzrosnąć

Foto: Fotorzepa, Jakub Dobrzyński

Korespondencja z Brukseli

– Nie ma cudów. Nowe miejsca pracy powstaną w tych krajach, gdzie jest dobre zarządzanie, przyjazne warunki dla biznesu i stabilne finanse publiczne – mówi Philippe de Buck, szef BusinessEurope zrzeszającej pracodawców prywatnych z 27 państw. Wczoraj w Brukseli przedstawił wiosenne prognozy gospodarcze, których podstawą są ankiety wypełnione przez pracodawców w 27 krajach UE. W Polsce do BusinessEurope należy PKPP Lewiatan.

Wzrost gospodarczy w UE stał się faktem, co przekłada się na wzrost zatrudnienia. W tym roku będzie to milion nowych miejsc pracy. Dobrze, że gospodarka zaczyna się rozpędzać, ale konkretne liczby nie pozwalają jeszcze mówić o tym, że skutki kryzysu zostały zlikwidowane. Bo od jego wybuchu ubyło 6 mln miejsc pracy, a do końca roku odzyskane zostanie dopiero 1,5 mln.

Rachunek nie uwzględnia utraconych korzyści, czyli jakie mogłoby być zatrudnienie, gdyby zamiast kryzysu był wzrost gospodarczy. Na przykład od 2005 do 2008 roku w UE przybyło 5 mln miejsc pracy. Pozytywne wieści płyną z Niemiec, gdzie eksport zwalnia, a rosną inwestycje, co napędza popyt wewnętrzny. Pomoże to zmniejszyć nierównowagę w UE i zwiększy eksport partnerów handlowych Niemiec.

6 mln miejsc pracy zabrał kryzys finansowy w Unii Europejskiej

W ankietach zapytano przedsiębiorców, czego najbardziej się  boją, jakie czynniki mogą zakłócić powrót na ścieżkę stabilnego wzrostu. – Najbardziej martwią ich ceny surowców i produktów rolnych na światowych rynkach – mówi Marc Strocker, główny ekonomista BusinessEurope. Następnym powodem do niepokoju jest sytuacja w finansach publicznych oraz konsekwencje kryzysu zadłużeniowego kilku państw w strefie euro i związana z tym chwiejność rynków finansowych. Narzekają też, że konieczna konsolidacja finansów publicznych może się odbyć głównie poprzez podwyżkę podatków.

BusinessEurope oczekuje na reformę zarządzania gospodarczego, zatwierdzoną na ostatnim szczycie UE w marcu. – Semestr europejski musi zostać potraktowany poważnie. To już nie są czasy strategii lizbońskiej. Unia musi odzyskać wiarygodność, a pozycja Komisji Europejskiej powinna ulec wzmocnieniu, również w roli wskazującego nieprawidłowości – tłumaczył Philippe de Buck. Semestr to wzajemne oceny planów budżetowych państw UE. Jest to powiązane z nowymi wskaźnikami i sankcjami dla tych, którzy swoją rozrzutnością zagrożą stabilności Wspólnoty, a szczególnie strefy euro.

De Buck ustawia to w kontrze do strategii lizbońskiej, która była ambitnym projektem uczynienia UE najbardziej konkurencyjną gospodarką świata do 2010 roku. Zawierała jednak zbyt wiele celów, nie były one obowiązkowe, a Komisja Europejska nie miała żadnych instrumentów dyscyplinujących. A jeszcze po drodze przydarzył się kryzys gospodarczy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki a.slojewska@rp.pl

Korespondencja z Brukseli

– Nie ma cudów. Nowe miejsca pracy powstaną w tych krajach, gdzie jest dobre zarządzanie, przyjazne warunki dla biznesu i stabilne finanse publiczne – mówi Philippe de Buck, szef BusinessEurope zrzeszającej pracodawców prywatnych z 27 państw. Wczoraj w Brukseli przedstawił wiosenne prognozy gospodarcze, których podstawą są ankiety wypełnione przez pracodawców w 27 krajach UE. W Polsce do BusinessEurope należy PKPP Lewiatan.

Pozostało 85% artykułu
Dane gospodarcze
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Dane gospodarcze
Małe chwile radości dla kredytobiorców walutowych. Stopy procentowe w dół
Dane gospodarcze
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Dane gospodarcze
Dług publiczny Polski pobił kolejny rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Dane gospodarcze
Kolejni członkowie RPP mówią w sprawie stóp procentowych inaczej niż Glapiński