Laurent Delahousse, francuski ambasador w Zimbabwe, oświadczył, że kilka firm z jego państwa planuje długoterminowe inwestycje związane z Czarnym Kontynentem. Żeby jednak cokolwiek zaczęło się dziać muszą mieć pewność, że otoczenie, w którym będą inwestować jest bezpieczne i solidne.
Obecnie Unia Europejska jest w procesie ponownego ocieplania stosunków z Harare, stolicą i jednocześnie największym miastem Zimbabwe, po mroźnej dekadzie spowodowanej polityczną przemocą, która kosztowała życie tysiące ludzi. Jeśli pod koniec roku Rada Unii Europejskiej zniesie embargo jest szansa na wznowienie bezpośredniej pomocy rozwojowej.
W ostatnim roku Zimbabwe znalazło się w czołówce najbardziej zadłużonych ubogich państw. W tym roku może skorzystać z anulowania długów przez Francuski rząd. - Jak wiadomo przyjaźń między Unią Europejską a Zimbabwe poprawia się, co jest przez nas mile widziane – mówi Delahousse. – Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pod koniec roku zostanie wznowiona bezpośrednia współpraca pomiędzy tymi podmiotami – dodaje. – Jeśli francuskie firmy inwestują w dany kraj tak mocno jak chcą to zrobić w Zimbabwe to nie liczą na szybkie zyski. Chcą tutaj zainwestować w przyszłość, chcą tu zostać, stworzyć miejsca pracy, chcą wrócić do Zimbabwe i chcą wejść do bezpiecznego i solidnego otoczenia – takie sygnały otrzymuję od rządu – podsumowuje.
Ostatnio Europejski Bank Inwestycyjny ogłosił, że pracuje nad udzieleniem pożyczek dla małych i średnich przedsiębiorstw w Zimbabwe. Jednocześnie trwają dyskusje na temat uregulowania dotychczasowych zaległości kredytowych. EBI zaangażowany jest w Zimbabwe w 30 różnych operacji, które obejmują energię i wodę.
Afrykański kraj zadłużony jest łącznie na 6,1 mld dolarów w takich instytucjach jak EBI, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy.