Dług publiczny wyniósł w 2011 roku 56,4 proc. PKB (według metodologii unijnej) – poinformowała wczoraj wstępnie Anna Suszyńska z Departamentu Długu Publicznego w Ministerstwie Finansów (ostateczne dane resort ma podać dziś). Oznacza to, że w porównaniu z 2010 r. nasz dług znowu wzrósł. I to nie tylko pod względem wartości wyrażonej w złotych, ale także w stosunku do PKB – o ok. 1,5 pkt proc. (w 2010 r. było to 54,9 proc. PKB).
Był to kolejny rok przyrostu długu szybszego niż rozwój gospodarczy. O ile jednak w poprzednich latach można to było tłumaczyć słabą koniunkturą, o tyle w 2011 r. gospodarka rozwijała się w solidnym, jednym z najwyższych w Unii Europejskiej, tempie. – Dochody z podatków wzrosły znacznie, ale skoro i dług wzrósł w stosunku do PKB, to znaczy, że w pewnych obszarach wydatki rosły jeszcze szybciej – mówi Stanisław Kluza, były minister finansów.
– Na pewno ciągle rosną potrzeby wynikające ze starzenia się społeczeństwa. W ostatnich 3, 4 latach deficyt tylko funduszu emerytalnego wynosił po ok. 30 mld zł rocznie. W 2011 r. może był nieco niższy, bo mniej pieniędzy przekazujemy do OFE, ale nie zmienia to faktu, że także w kolejnych latach będziemy musieli w tym sektorze dokładać z budżetu coraz więcej – dodaje Kluza. Jego zdaniem problemem jest także rozdęta, nieefektywna administracja.
– Przyrost długu także w 2011 roku to wciąż pokłosie ogromnej luki między dochodami a wydatkami sektora finansów publicznych, jaka pojawiła się w 2010 roku – zauważa Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. – Wówczas deficyt wyniósł 7,8 proc. PKB, a nie jest łatwo go zbić do bezpiecznego poziomu. W ubiegłym roku szacunkowo sięgnął 5,6 proc. PKB – dodaje Gomułka. To m.in. efekt obniżenia stawek podatkowych i składki rentowej. Skutkuje to ubytkiem dochodów na ok. 40 mld zł. – Podwyżki płac dla części strefy budżetowej (np. nauczycieli) przyniosły zaś o 30 mld zł wyższe wydatki niż w 2007 roku – wylicza Gomułka. W końcu dużo więcej niż w poprzednich latach państwo wydaje na inwestycje, wykorzystując fundusze unijne.
Ekonomiści są zgodni, że za to, że dług w czasie dobrej koniunktury rośnie szybciej niż gospodarka, odpowiada polityka rządu. A dokładniej brak reform ograniczających wydatki. Resort finansów zdaje się jednak nie podzielać tej opinii. W raporcie „Finanse publiczne w kryzysie" podkreśla, że duży wpływ na dług w ub.r. miało osłabienie się złotego. Poza tym wyliczyło, że głównym winowajcą wzrostu wydatków w sektorze finansów publicznych są koszty obsługi długu, środki unijne i cykliczne wydatki na bezrobocie. Pozostałe wydatki wzrosły bowiem w 2011 r. realnie o 0,8 proc., po wzroście o 4 proc. rok wcześniej.