Opłata skarbowa – za posiadanie psa, za wydanie paszportu i tablic rejestracyjnych, za prawo jazdy, za zajęcie pasa drogowego, za pełnomocnictwo przy meldunku – takich danin, które Polacy płacą prawie na każdym kroku, można wymienić bez liku. I zwykle wywołują one oburzenie: Dlaczego mamy płacić za urzędowe czynności, skoro i tak finansujemy administrację publiczną poprzez podatki?
– Takie opłaty to nic innego jak swego rodzaju podatki, bo musimy płacić za coś, do czego państwo nas przymusza, np. do posiadania paszportu czy podejścia do egzaminu państwowego – komentuje Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. A. Smitha. – Rząd i samorządy dodatkowo sobie nabijają kasę naszymi pieniędzmi.
Okazuję się, że są to nawet całkiem spore pieniądze. W 2014 r. – jak wynika z danych, które otrzymaliśmy z Ministerstwa Finansów – z różnych opłat, grzywien i mandatów państwo zebrało od firm i mieszkańców w sumie aż 17,4 mld zł. Stanowiło to 3,64 proc. wszystkich dochodów budżetu centralnego i budżetów lokalnych. W 2013 r. było to 14,6 mld zł i 3,15 proc. dochodów.
Wzrost wynika przede wszystkim ze zmian w tzw. podatku śmieciowym, czyli opłacie za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Dopiero w zeszłym roku płaciliśmy go przez pełne 12 miesięcy, w 2013 r. – przez drugą połowę roku. Nic dziwnego więc, że wpływy z tego tytułu prawie się podwoiły – osiągając 4,6 mld zł.
Ale wyraźnie wzrosły też budżetowe dochody w szerokiej kategorii „opłaty różne", np. opłaty sądowe, egzaminy za znaki akcyzowe dla przedsiębiorstw poszły w górę o 7,5 proc., do 6,6 mld zł. Dochody z opłat za użytkowanie zwiększyły się o 6 proc., do 1,2 mld zł, a opłaty za koncesje i licencje aż o 55 proc. – do 590 mln zł.