Resort pracy rozważał w październiku odebranie przywilejów pracownikom dołowym urodzonym po 1968 r. i zastąpienie ich emeryturami pomostowymi. Dzień przed Barbórką premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd jednak nie zamierza zabierać górnikom ich przywilejów. Wywalczyli je ponad dwa lata temu pamiętnymi protestami przed Sejmem – mogą kończyć pracę po 25 latach bez względu na wiek.
– W drugim kwartale 2008 r. pojawi się projekt emerytur pomostowych, życie zweryfikuje, czy górnicza branża się tam znajdzie – ocenia ostrożnie szef górniczej „S” Dominik Kolorz.
– Nie byłoby to dobre, bo od 2009 r. wchodzi obostrzenie ustawy górniczej, gdzie wcześniejszych emerytur nie będą mieć już np. związkowcy, ale wyłącznie osoby, które przepracowały pod ziemią równe 25 lat – mówi Wacław Czerkawski, wiceprezes Związku Zawodowego Górników w Polsce.
Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Pracodawców Polskich Lewiatan uważa, że wcześniejsze emerytury to duże obciążenie podatników. – Lepiej byłoby np. po 20 latach pracy pod ziemią przeszkolić górnika do innego zawodu, np. spawacza czy montera, albo stworzyć fundusz emerytur pomostowych, na który składki odkładaliby pracodawcy – uważa.
Na to nie zgadzają się spółki węglowe. – Wyższe składki to wyższe ceny węgla – uważa Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, która zatrudnia ok. 64 tys. osób. Firma na razie chce podnieść ceny węgla energetycznego od drugiego kwartału 2008 roku o 15 proc. Szacuje się, że przy wyższych składkach cena mogłaby pójść w górę nawet o 40 proc. A to wpłynęłoby na ceny prądu – węgiel to ok. połowy kosztów produkcji energii, która mogłaby zdrożeć o ok. 20 proc. Oznacza to, że za górnicze emerytury i tak płaciliby wszyscy – jak nie w podatkach, to w rachunkach za prąd.