Niemal dwadzieścia lat zajęły przygotowania do uruchomienia prywatnych Elektrycznych Kolei Dojazdowych, aż wreszcie się udało – pierwszy pociąg wyruszył w trasę z Warszawy do Grodziska 11 grudnia 1927 r. – Wagony przez kilkadziesiąt lat przemykały potem między kamienicami przy Nowogrodzkiej czy Tarczyńskiej. To była naprawdę warszawska kolejka – mówi dyrektor Muzeum Kolejnictwa Janusz Sankowski.
Wszystko zaczęło się w 1908 roku, kiedy w Warszawie uruchomiono pierwsze tramwaje elektryczne. Od razu pomyślano o tym, by jedną z linii poprowadzić w kierunku Grodziska. Ostatecznie zamiast tramwajów pojechały pociągi. Trasę kolejki poprowadzono przez tereny, które miały stać się zapleczem mieszkaniowym Warszawy. Właściciele sąsiadujących z przyszłą trasą gruntów, licząc na to, że ich ceny pójdą w górę, działki pod tory oddawali nierzadko za darmo.
W czasie wojny w trasę kolejką ruszyli żołnierze podziemia, dowożący nią broń na akcje, i szmuglerzy z żywnością. Słynna scena z „Zakazanych piosenek”, w której pasażerowie śpiewają „Siekiera, motyka...” rozgrywa się właśnie w ówczesnej ekadce. Po wojnie koleje upaństwowiono i zmieniono nazwę z Elektrycznych na Warszawską.
– Przy drzwiach na zewnątrz wisiały schody, na które można było wskakiwać. To dopiero było niesamowite przeżycie – opowiada dyrektor Sankowski. – Jeździłem nią do technikum kolejowego na Szczęśliwickiej. Czasem, kiedy grupa uczniów postanowiła pobawić się i rozbujała wagony, miała tam nieoczekiwany dłuższy postój. Ruszyć mogła dopiero wtedy, gdy konduktorowi udało się uspokoić przyszłych kolejarzy.
Do pracy w podwarszawskim Karolinie kolejką dojeżdżają kolejne pokolenia artystów z Mazowsza. Niekiedy także im zbiera się na żarty. – Mieliśmy kiedyś „służbowe” szlafroki w biało-niebieskie pasy. Pewnego dnia koledzy ubrali się w nie i wybrali kolejką w podróż do Tworek. Zachowywali się, no... dziwnie. Ich współpasażerowie mieli nietęgie miny – śmieje się Michał Haber z Mazowsza.