Ponad połowa świeżych warzyw i owoców sprzedawanych jest w Polsce przez małe osiedlowe sklepy. Zdecydowana większość z nich zaopatruje się w nie na rynkach hurtowych, na których kupują także nabiał i mięso.
Mimo spektakularnego tempa rozwoju do sieci handlowych należy tylko połowa polskiego rynku handlu art. spożywczymi. To sprawia, że giełdy rolne świetnie sobie radzą. – Ten typ handlu sprawdza się, gdy po jednej stronie znajdują się drobni producenci, a po drugiej rozproszona grupa dostawców. Coraz liczniejszą grupą są także firmy kateringowe i restauracje, bo ten rynek szybko się rozwija – ocenia Zenon Daniłowski, prezes Praskiej Giełdy Spożywczej, gdzie codziennie handluje się towarami o wartości ok. 1 mln euro.
W handlu następują jednak nieuchronne zmiany. Na Warszawskim Rolno-Spożywczym Rynku Hurtowym w Broniszach przybywa dużych najemców. Są to nie tylko duzi pośrednicy, ale także indywidualni producenci rolni i grupy producenckie. Jednocześnie ubywa małych odbiorców. Towar wysyłany jest coraz większymi samochodami w coraz dalej położone regiony. Bronisze zaopatrują w świeże owoce i warzywa cztery województwa, a także zagranicę. – Po wejściu do Unii pojawiła się nowa grupa odbiorców z Litwy – opowiada Krzysztof Karpa, wiceprezes rynku hurtowego w Broniszach. Firma planuje zainwestować w dwóch najbliższych latach 60 mln zł w budowę nowych hal targowych i ramp przeładunkowych.
Prężnie rozwijają się giełdy rolne w Poznaniu, Łodzi, Lublinie i we Wrocławiu. Kłopoty mają natomiast Katowice, gdzie hurtownicy chcieliby stworzyć Śląski Rynek Rolno-Hurtowy, ale mają problemy z pozyskaniem terenu pod budowę.
W rozwoju hurtowni rolnych nie pomaga stare prawo niedostosowane do ich potrzeb.