Polska już od niemal czterech lat zabiega o to, aby Chiny otworzyły swoje granice dla naszej wieprzowiny. Na razie bez skutku. Pomimo ustaleń chińscy inspektorzy od kilku miesięcy nie znajdują czasu, aby skontrolować polskich producentów.
Wśród firm zainteresowanych eksportem do Chin są najwięksi przetwórcy, m.in. grupa Sokołów i giełdowy PKM Duda. – Jesteśmy gotowi starać się o wejście na rynek chiński zaraz po wydaniu zgody przez tamtejsze służby – zapowiada Maciej Duda, prezes PKM Duda. Chiny są atrakcyjne dla spółki ze względu na wysokie ceny. Zdaniem Macieja Dudy eksport tam byłby dla jego firmy rentowny, tak jak obecnie sprzedaż do Korei Płd. i Japonii. Dodaje, że Chińczycy kupują dużo świńskich głów i nóg, które nie są popularne na innych rynkach.
Z powodu występowania BSE niemal cała Azja jest zamknięta dla polskiej wołowiny. Natomiast producenci drobiu dopiero za półtora roku mogą liczyć na otwarcie amerykańskiego rynku. Zdaniem Mirosława Szałkowskiego, prezesa Exdrobu, polskim zakładom może być trudno przebić się tam z mięsem mrożonym lub chłodzonym: – Stany Zjednoczone produkują dużo własnego drobiu, dlatego jest on tam tani. Mięso sprowadzane z Polski mogłoby być dla nich zbyt drogie.
Nadal ograniczony jest handel żywnością z Rosją, Białorusią i Ukrainą. Kraje te odmawiają kontroli polskich zakładów. – Rosyjskie służby weterynaryjne najwcześniej pod koniec roku będą mogły odwiedzić Polskę – rozkłada ręce Krzysztof Jażdżewski, zastępca głównego lekarza weterynarii.
Pozwolenia na eksport do Rosji mięsa dostało raptem pięć firm, a w kolejce czeka ponad 100. O kontrole zabiega także 60 mleczarni. – Sprzedając do Rosji, moglibyśmy zwiększyć udział eksportu w przychodach do 60 – 65 proc. – szacuje Henryk Spychalski, prezes Spółdzielni Mleczarskiej Ostrowia. W ub.r. wyniósł on 55 proc.