Polska gospodarka w pierwszym kwartale roku jeszcze rosła pchana siłą rozpędu, jakiego nabrała w poprzednim okresie. Ekonomiści szacują, że wzrost sięgnął w tym czasie 0,65 – 0,7 proc., czyli tyle, ile prognozowali pod koniec kwietnia. Rząd i GUS mówią zaś o lekkim wzroście powyżej zera, nie precyzując, ile to oznacza. Miesiąc temu resort finansów uważał, że może to być 1,3 proc. PKB. W jakim tempie rzeczywiście rozwijała się nasza gospodarka, dowiemy się już jutro.
Ekonomiści są jednak coraz mniej przekonani, że w całym 2009 roku wzrost także będzie dodatni. Jeszcze miesiąc temu konsensus rynkowy mówił o tempie 0,3 proc. PKB, dziś średnia prognoz daje już zero. Większość ekonomistów prognozuje recesję.
– Jest szansa, że tempo wzrostu PKB w pierwszym kwartale będzie na plusie, co byłoby bardzo dobrym wynikiem na tle pozostałych krajów regionu – wyjaśnia Maja Goettig, główny ekonomista BPH. – Jednak w kolejnych kwartałach kłopoty w gospodarce coraz wyraźniej będą się przekładały na rynek pracy, a to z kolei doprowadzi do dalszego wyhamowywania konsumpcji prywatnej, czemu towarzyszyć będzie pogłębienie spadku inwestycji.
Zdaniem Goettig takiej skali spadku popytu krajowego nie będzie już w stanie zrekompensować dodatni eksport netto i w konsekwencji PKB w całym roku zamknie się na półprocentowym minusie. To i tak nie najgorszy wynik. Michał Dybuła z BNP Paribas uważa, że recesja będzie głębsza. Jego zdaniem nasza gospodarka skurczy się w tym roku o 1,8 proc.
Ekonomiści są zgodni co do tego, że na większe spowolnienie czy też recesję największy wpływ ma coraz mniejsza ochota Polaków do wydawania pieniędzy. – Ludzie dotąd nie wierzyli w skalę spowolnienia – mówi Piotr Bielski z BZ WBK. – Teraz, gdy miejsc pracy ubywa, wynagrodzenia nie rosną i coraz więcej osób odczuwa braki w portfelu, zaczynają ograniczać zakupy. Pekao SA prognozuje, że w całym roku dynamika konsumpcji może nawet spaść poniżej zera, do poziomu -0,6 proc.