Kilkaset listów za jednym zamachem

Poczta Polska wypowiada małym i średnim firmom umowy skredytowane pozwalające płacić za wysłane przesyłki z opóźnieniem

Publikacja: 04.08.2009 04:21

Kilkaset listów za jednym zamachem

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

W zamian proponuje im zakup znaczków albo nadawanie przesyłek ze pośrednictwem maszyn frankujących. Efekt jest taki, że rosną kolejki w urzędach pocztowych, bo niektórzy klienci wysyłają jednorazowo nawet po kilkaset listów.

Umowa skredytowana polega na tym, że listy wraz z książką nadawczą firma zostawia na poczcie i nie musi brać każdorazowo faktury. Zbiorcza faktura przychodzi na koniec miesiąca. To rozwiązanie umożliwiało pracownikom poczty podstemplowanie i wpisanie kosztów w dogodnym dla nich momencie, np. gdy nie było klientów. Jednak Poczta Polska uznała, że ten sposób nie jest dla niej opłacalny. Po pierwsze, opłata następuje już po zrealizowaniu usługi, a po drugie firmy mogą oszukiwać co do rzeczywistej liczby wysyłanych listów. To klient deklaruje liczbę przesyłek i nie jest ona każdorazowo liczona przez pracownika poczty. - Chcemy wyeliminować wprowadzenie do obrotu przesyłek nie opłaconych, bądź opłaconych nieodpowiednio - tłumaczy Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty Polskiej.

Podkreśla, że umowy pisemne powodują dodatkowe koszty dla Poczty Polskiej - Chodzi o przygotowanie umowy, wprowadzenie do systemu komputerowego, rozliczenie miesięczne, monitorowanie płatności, ewentualna windykacja - wylicza Baranowski.

Zamiast stałych umów, proponuje klientom inne rozwiązania: zakup znaczków pocztowych lub nadawanie przesyłek za pośrednictwem maszyn frankujących.

Maszyny frankujące umożliwiają naniesienie daty nadania na przesyłkach i znaku opłaty. Urządzenie liczy, waży i wycenia korespondencję. - Takie rozwiązanie gwarantuje obniżkę kosztów po stronie klienta - nie ma np. potrzeby fizycznego zakupu znaczków i ich rozliczania - przekonuje Baranowski. Jednak dla firm nie wydaje się ono opłacalne. Zakup takiej maszyny to wydatek rzędu 10-20 tys. zł. Nie ma potem możliwości odsprzedania jej innej firmie. Dodatkowym minusem tego rozwiązania jest fakt, że za usługę pocztową płaci się z góry, zanim jeszcze listy zostaną wysłane. Poczta dostaje pieniądze za ustaloną liczbę przesyłek a w przypadku wyczerpania limitu, trzeba doładować maszynę, przelewając pieniądze na konto operatora. W dodatku urządzenie trzeba zawieść do urzędu pocztowego, gdzie pracownik poczty je doładuje.

W Polsce używanych jest ok. 5 tysięcy frankownic. - W stosunku do innych operatorów pocztowych w Europie nie jest to liczba duża - zauważa Baranowski. W Niemczech takie urządzenia stosuje ok. 200 tys. firm.

Zdaniem Macieja Bednarza, właściciela firmy Allmax, zajmującej się sprzedażą i serwisem frankownic, zakup maszyn opłaca się przy wysyłaniu 500 listów dziennie. - Ale są firmy, które nawet dla kilkudziesięciu listów dziennie kupują maszynę, bo oszczędzają czas, który musieliby spędzić w kolejce po znaczki - zauważa Bednarz. Wielu przedsiębiorców uważa jednak, że zakup frankownicy wiąże klienta z Pocztą Polską a to w sytuacji gdy ten rynek komercjalizuje się, nie jest dobrym pomysłem.

Według Rafała Brzoski, prezesa firmy InPost, prywatnego operatora pocztowego dobrym rozwiązaniem byłoby, tak jak w innych krajach, dzierżawienie maszyn przez Pocztę Polską. Brzoska podkreśla, że na razie poprzez działania likwidujące ułatwienia dla klientów, Poczta wciąż ich traci. - Coraz więcej firm przychodzi do nas i oceniamy, że jest to wypadkowa wielu czynników: złej jakości usług Poczty Polskiej, wysokich cen a także coraz gorszych warunków współpracy - ocenia Brzoska. - U nas klienci, po miesiącu, jeśli płacą na czas, mogą regulować opłaty za usługi z dwutygodniowym opóźnieniem. Jeśli się spóźnią, przechodzimy na rozliczenie gotówkowe. Nie rozumiem dlaczego dla poczty takie rozwiązanie jest złe - komentuje Brzoska.

W zamian proponuje im zakup znaczków albo nadawanie przesyłek ze pośrednictwem maszyn frankujących. Efekt jest taki, że rosną kolejki w urzędach pocztowych, bo niektórzy klienci wysyłają jednorazowo nawet po kilkaset listów.

Umowa skredytowana polega na tym, że listy wraz z książką nadawczą firma zostawia na poczcie i nie musi brać każdorazowo faktury. Zbiorcza faktura przychodzi na koniec miesiąca. To rozwiązanie umożliwiało pracownikom poczty podstemplowanie i wpisanie kosztów w dogodnym dla nich momencie, np. gdy nie było klientów. Jednak Poczta Polska uznała, że ten sposób nie jest dla niej opłacalny. Po pierwsze, opłata następuje już po zrealizowaniu usługi, a po drugie firmy mogą oszukiwać co do rzeczywistej liczby wysyłanych listów. To klient deklaruje liczbę przesyłek i nie jest ona każdorazowo liczona przez pracownika poczty. - Chcemy wyeliminować wprowadzenie do obrotu przesyłek nie opłaconych, bądź opłaconych nieodpowiednio - tłumaczy Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty Polskiej.

Biznes
Rekordowa liczba bankructw dużych firm na świecie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Święta spędzane w Polsce coraz popularniejsze wśród zagranicznych turystów
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki