W 2010 r. ma zbankrutować 16 przewoźników, o dwóch więcej niż w 2009 r.
Taką prognozę przedstawił wczoraj w Genewie dyrektor generalny IATA Giovanni Bisignani. Całą dekadę w historii branży, która zaczęła się od zamachów w Nowym Jorku 11 września 2001 r., nazwał koszmarną. Przez tych dziesięć lat linie lotnicze miały po 5 mld dol. strat rocznie. – Szczerze powiem, że te fatalne prognozy nawet nas zaskoczyły. Okazuje się jednak, że odbudowa rynku przewozów, zarówno pasażerskich, jak i towarów, przebiega znacznie wolniej, niż tego wcześniej oczekiwała IATA - powiedział.
Najgorsza sytuacja będzie w Europie, gdzie linie stracą 2,5 mld dol., i w USA, gdzie straty sięgną 2 mld.
Środkowoeuropejskim liniom: polskiemu LOT, węgierskiemu Malevowi i czeskim CSA, raczej nie grozi bankructwo. – Niestety i Lot, i Malev czekają dwa – trzy trudne lata. Trudno, trzeba „zapiąć pasy” i przeczekać najgorsze – powiedział Bisignani. Wszystkie trzy linie tną koszty. Piloci CSA zgodzili się na obniżenie swoich zarobków (ok. 28 tys. miesięcznie) o 6,7 proc., podczas gdy układ zbiorowy gwarantuje reszcie pracowników podwyżki o 1,2 proc. powyżej inflacji, czyli w tym roku będzie to 2,31 proc. Od przyszłego roku w CSA zaczną się obniżki płac dla wszystkich pracowników.
W Malevie pierwsze cięcia rozpoczęły się w 2005 r. i trwają do dzisiaj. W LOT zarząd, który zadeklarował obniżenie własnych wynagrodzeń, negocjuje teraz cięcia pensji pilotów. – Nie ma co liczyć, że wkrótce znajdzie się dla tych linii inwestor – powiedział „Rz” główny ekonomista IATA Brian Pearce.