O przejściu od słów do czynów w naftowej wojnie handlowej między Moskwą a Mińskiem poinformował Reuters. Według rosyjskiego źródła agencji negocjacje w sprawie stawek ceł eksportowych rosyjskiej ropy dla Białorusi na 2010 r. skończyły się klęską, w wyniku czego strona rosyjska przerwała dostawy surowca dla białoruskich zakładów petrochemicznych w Nowopołocku i Mozyrzu. Trzy lata temu w wyniku podobnej kłótni między najbliższymi sojusznikami Białoruś zatrzymała tranzyt surowca do odbiorców w Europie (w tym do Polski) biegnącym przez jej terytorium ropociągiem Przyjaźń.

Tegoroczny skandal wokół ceł rosyjskiej ropy dla Białorusi może się zakończyć nie tylko zakłóceniami w dostawach surowca do Europy, lecz także końcem obowiązującej od 1 stycznia, a mającej ostatecznie wejść w życie za pół roku, unii celnej między Białorusią, Rosją a Kazachstanem. Zawiedziona wynikami rozmów w Moskwie strona białoruska ogłosiła bowiem, iż nie widzi sensu we wspólnej przestrzeni celnej, jeśli Rosja zachowuje cła eksportowe na ropę naftową. Według Mińska na tej samej zasadzie Rosjanie będą mogli w przyszłości jednostronnie wprowadzać cła na inne towary, co zniweczy sens dopiero powstającej wspólnej przestrzeni celnej.

- Wyprowadzenie handlu ropą za granice unii celnej stwarza niebezpieczny precedens – podkreślił w wywiadzie dla agencji Interfaks miński urzędnik związany z negocjacjami z Rosjanami

W minionych latach, zgodnie z porozumieniami z 2007 r. między Mińskiem a Moskwą, Białoruś obowiązywała specjalna stawka celna na rosyjską ropę, wynosząca około 35 proc. jej pełnej wartości. Zdaniem Moskwy w 2010 r. umowa sprzed trzech lat wygasła i Białoruś musi płacić za ropę jak wszyscy. Mińsk twierdzi z kolei, iż umowa jest wciąż ważna, a to, że na rok bieżący nie wyznaczono w niej wysokości specjalnej stawki celnej, oznacza, iż taka stawka Białorusi nie obowiązuje wcale.