Fiat i Opel zdecydowały się na zamknięcie po jednej fabryce w Europie. W innych ograniczają godziny pracy. Obydwa koncerny należą do wyjątków, a ich prezesi Sergio Marchionne i Nick Reilly uważani są za wrogów pracowników.
Zakład Renault w Słowenii, gdzie dotychczas produkowane było clio, zostanie zamieniony na magazyn. Ważą się również losy fabryki Renaulta w hiszpańskim Valladolid. Wcześniej w 2006 roku Opel zamknął fabrykę w Azambuja w Portugalii, Renault w Vilavoorde w Belgii, a Peugeot w brytyjskim Rayton. Nadal jednak w Europie, zdaniem analityków PricewaterhouseCoopers, jest o 30 fabryk samochodów za dużo, a ich moce produkcyjne w roku 2009 wykorzystywane były jedynie w niespełna 69 proc. To znaczy, że utrzymywana jest gotowość do produkcji o 6,5 mln aut więcej, niż jest w stanie wchłonąć rynek, nawet z dopłatami do złomowania starych pojazdów. Natomiast według prognoz w tym roku europejski rynek skurczy się o 8 – 12 proc. A o rentowności europejskich zakładów można mówić dopiero wtedy, gdy wykorzystują one 80 proc. mocy.
To fatalna wiadomość, bo dają one zatrudnienie 2 mln osób bezpośrednio, a pośrednio aż 12 milionom. Najdrożej (z uwzględnieniem różnic w wydajności) produkuje się auta w Niemczech i we Francji. Najtaniej na Słowacji, w Rumunii i w Polsce.
Wśród europejskich zakładów tylko fabryka w Tychach i należąca do koreańskiego koncernu Kia, oraz rumuńska Dacia pracują pełnymi mocami na trzy zmiany. W dodatku w Tychach tydzień roboczy trwa sześć dni.
Przed kryzysem na trzy zmiany pracowała również fabryka Opla w Gliwicach, teraz już tylko na dwie. Ale nawet dwie zmiany są już w Europie rzadkością. Coraz częściej natomiast robotnicy dowiadują się, że czeka ich wymuszony urlop albo krótsze godziny pracy, a co za tym idzie także niższe zarobki.