40-letni górnik, zasypany w wyrobisku kopalni 1000 m pod ziemią, nie daje oznak życia. Ratownicy znają jego położenie, ale wydostanie go ze strefy zawału wymaga czasu.
W piątek rano jednemu z ratowników udało się dojść w pobliże miejsca, gdzie leży poszkodowany elektryk górniczy. Ratownik zbliżył się do niego na tyle, by dotknąć jego głowy i kasku.
Dotarł blisko poszkodowanego czołgając się "korytarzem", wyznaczonym przez resztki znajdującego się tam przenośnika.
Nie oznaczało to, że możliwe będzie szybkie wydostanie górnika. W zasypanym chodniku znajdują się uszkodzone elementy obudowy wyrobiska, zniszczone fragmenty urządzeń, kable i przewody. Posuwając się naprzód, ratownicy muszą np. rozcinać blachy i inne elementy.
Rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, Zbigniew Madej zapewnił, że ratownicy koncentrują się wyłącznie na tym, by jak najszybciej dojść do poszkodowanego.