[b]Linie lotnicze skarżą się na kłopoty z rezerwacjami, na wielu trasach widać już wojnę cenową drastycznie obniżającą ceny biletów, a więc i przychody. Tymczasem Turkish Airlines ma coraz więcej pasażerów, przychody i zysk rosną. Który element pana strategii daje takie efekty?[/b]
[b]Temel Kotil:[/b] Wybranie właściwego modelu biznesowego. Dzisiaj mamy na świecie bardzo dobre linie lotnicze, chętnie wybierane przez pasażerów, nazywam je modelem wschodnim. Jest też model zachodni – czyli coraz mniejszy komfort podróży, wojna cenowa, cięcie wydatków związanych z serwisem na pokładzie, większe zagęszczenie miejsc nie tylko w klasie ekonomicznej, ale i w biznesie. Turkish Airlines wybrał model wschodni. Kiedy nasza konkurencja wstawia więcej foteli, my je usuwamy, żeby pasażerom było wygodniej. Tam, gdzie w serwisie pokładowym porcje są coraz mniejsze, my dajemy trzy dania do wyboru, a niedługo na rejsach międzykontynentalnych w samolocie będziemy mieli „latających mistrzów kuchni”. Wymieniłem większość pracowników pokładowych na takich, których pasjonuje latanie. W Turkish stewardesa zarabia dzisiaj co najmniej 2 tys. euro miesięcznie. Efektem jest lepszy serwis i dobre wyniki finansowe. Nie mogę mieć nowych maszyn, dobrych ludzi i sprzedawać „lowcostowego” produktu po pełnych cenach. To nie byłoby fair wobec pasażerów.
[b]Jak rozkładają się koszty Turkish Airlines?[/b]
Największy udział mają w nich koszty sprzętu – 38 proc., załogi – 24 proc., paliwa – 28 proc. Reszta to obsługa, koszty operacyjne, mnóstwo innych.
[wyimek]Gdy w maju 2006 roku państwo przestało być akcjonariuszem większościowym Turkisha, reakcja rynku była bardzo pozytywna[/wyimek]