Okazuje się, że zaledwie co piąty kierowca byłby skłonny zapłacić za przejazd drogami ekspresowymi, jeśli miałoby to poprawić fatalny stan polskiej sieci tras szybkiego ruchu. A eksperci podkreślają, że to i tak wynik świadczący o determinacji kierowców niszczących codziennie zawieszenia samochodów na dziurawych drogach.
[b] [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/16/andrzej-krakowiak-jak-zjesc-ciastko-i-miec-ciastko/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Moim zdaniem sytuacja wygląda jednak inaczej. Trzeba zaznaczyć, że to rząd – odpowiadając za rozwój infrastruktury, ponosi winę za porażkę, jaką jest stan naszych dróg, oraz za żółwie tempo, w jakim się on zmienia. Jeśli jednak opłaty za przejazd drogami ekspresowymi dałyby dodatkowo nawet kilkanaście miliardów złotych rocznie na budowę i modernizację infrastruktury, może warto się nad tym zastanowić?
Na pewno jednak do tego nie dojdzie. Polacy chcieliby bowiem mieć siatkę autostrad bardziej okazałą od niemieckiej, ale żadna z nich nie może być wytyczona w pobliżu naszych domów. Podobnie jest choćby z elektrowniami jądrowymi – uważamy, że są potrzebne, byle jak najdalej. Dlatego żaden rząd nie zdecyduje się na zadarcie z kierowcami i poniesienie ewentualnych politycznych kosztów wprowadzenia dodatkowych opłat.
Nie trzeba być zwolennikiem teorii Miltona Friedmana, ba – nie trzeba nawet się znać na ekonomii, żeby przyjąć do wiadomości – choć to przykre – że nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad. Za wszystko, wcześniej czy później, trzeba zapłacić.