Dziś miała zapaść decyzja o ewentualnym wznowieniu wydobycia w zniszczonej części kopalni, w której już wcześniej odizolowana dwa wyrobiska. Jednak negatywna decyzja OUG nie jest zaskoczeniem. Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, mówił już wcześniej, że prawdopodobnie nie będzie już powrotu eksploatacji w odizolowanej części zakładu, bo zniszczenia są tak duże, że wydobycie nie rekompensowałoby kosztów napraw. Poza tym nadzór górniczy uznał, że byłoby to po prostu niebezpieczne.
- Oczywiście ściana wydobywcza nie zostanie zamknięta z dnia na dzień. Kopalnia przygotuje teraz plan jej likwidacji, być może przez kilka czy kilkanaście dni będą musiały być tam jeszcze prowadzone prace po to, by wszystko odbyło się zgodnie ze sztuką i by w przyszłości np. nie doszło w tym rejonie do samozapłonu węgla – tłumaczy Talarczyk. Kompania w związku z tym będzie musiała przenieść ciężar utraconego wydobycia na inne zakłady. Zwłaszcza, że zniszczenia dotyczą sporej części kopalni położonej w Radlinie i Marklowicach.
Do wstrząsu o sile ok. 3,3 w skali Richtera doszło tam 8 marca wieczorem na głębokości ok. 850 m. Pod ziemią zawaliło się ok. 70 metrów tzw. przekopu, czyli chodnika wydrążonego w skale poza złożem. - Tak silnego wstrząsu w tym rejonie jeszcze nie było – przyznaje rzeczniczka WUG. Jego skutki odczuwalne były na powierzchni, Kompania przyjęła już kilkadziesiąt zgłoszeń o uszkodzeniach domów. Silniejsze wstrząsy niż ten w Marcelu miały miejsce jakiś czas temu tylko w kopalniach Piast i Ziemowit. Ich siła wynosiła ok. 5 stopni w skali Richtera.