Około 50 osób, przeważnie młodych mężczyzn, zgromadziło się przed bramami Ateńskich Snów Erotycznych – największymi w Grecji targami w branży erotycznej.
Po raz pierwszy targi odbyły się w 2008 r., czyli w roku rozpoczęcia kryzysu gospodarczego. To już piąty rok recesji w Grecji. Restrykcyjny program oszczędnościowy zaowocował wzrostem bezrobocia, obniżkami wynagrodzeń i wzrostem podatków, a to znacząco osłabiło zdolność mieszkańców do wydatków. Również przemysł erotyczny odczuł recesję. Liczba wystawców w porównaniu z 2008 r. skurczyła się o połowę.
W poprzednich latach odwiedzających było 20-30 tysięcy, trudno jednak przewidzieć, jak będzie w tym roku - obawiają się wystawcy. Z 300-400 ateńskich seks shopów kryzys przetrwało zaledwie 25 proc. Perspektywy przemysłu erotycznego nie wyglądają różowo. Donatos Passaris, jeden z wystawców, uważa, że sprawy mają się jak najgorzej. Marianna Lemnarou, również wystawca, powiedziała, że dzienny utarg to zaledwie 20 euro. Klienci po prostu nie mają ochoty na seks.
Sklepiki erotyczne to zazwyczaj małe rodzinne przedsięwzięcia, które zależne są od dostaw z zagranicy, także konkurencja jest ogromna. W Grecji, w odróżnieniu od innych krajów, gdzie sex shopy rozgościły się również i w centrach miasta, sklepiki nie mogą strząsnąć z siebie odium nieprzyzwoitości. Sklepik taki można znaleźć przy myjni samochodowej lub budce z fast foodem, albo w obskurnym budyneczku na obrzeżu miasta.
Greccy producenci bielizny erotycznej nie są w stanie sprostać też tańszej zagranicznej konkurencji. - Produkcja z Chin i Turcji nas dobija – mówi „The Telegraph" Lefteris Papadopoulos, 55-letni sprzedawca bielizny erotycznej, której ceny wahają się w granicach 5-10 euro za sztukę. Swój sklepik nazwał "Products Made in Greece" i udekorował flagami narodowymi.